czwartek, 17 grudnia 2015

Ostatni post~Bardzo Ważne~Koniec opowiadania [XXX]

Witajcie po raz ostatni.Przez ostatnie tygodnie miałam istny mętlik w głowie.Nie potrafiłam zdecydować czy tutaj pozostać czy może lepiej z tym skończyć.Bywały dni kiedy siadałam przed komputerem pełna entuzjazmu i głowy pełnej pomysłów,ale i takie gdy miałam ochotę rzucić to wszystko.Z góry mówię,że Wasze komentarzem z reguły pozytywne,aczkolwiek każdy(dosłownie kazde słowo) dawało wiele radości,a czasami zastanowienia jak wyeliminować jakieś niedoskonałości  (czasami z lepszym czy gorszym skutkiem ;)) Jestem KAŻDEJ Z WAS wdzięczna za to wszystko :* :* :*
Niestety od pewnego czasu te dni kiedy mam ochotę skończyć z tym oto blogiem i moją blogową historią przeważały nad tymi,kiedy rozpiera mnie energia...
Nie potrafiłam się za to zabrać.Byl pomysl zeby dotoczyć to opowiadanie do końca,bo wbrew pozorom niesamowicie żzyłam się z moją humorzastą Darią jaka autorka tak bohaterka w moim przypadku fajtłapowatym Johannem i będę trochę za nimi tęsknić,ale kilkunastodniowy brak jakichkolwiek chęci mnie po prostu dobija,tym bardziej ze juz na początku tej historii miałam ochotę ją zakończyć,ale to szybko mijało....
Tak więc żegnam się z wami i bohaterami tym postem.Życzę Wam kochane bloggerki jeszcze wiecej czytelników i sukcesów!

Vecia 



wtorek, 29 września 2015

Rozdział Ósmy

Daria 

Szliśmy powoli w ciszy.Forfang nie raczył powiedzieć ani jednego słowa.Czasami spoglądałam w jego kierunku a on zawsze szeroko się uśmiechał.Za szeroko bym powiedziała.Bałam się,że to wszystko skończy się jakąś tragedią.Owszem w tamtym momencie zupełnie mi nie przeszkadzał,ale wystarczyłoby jedno głupie stwierdzenie i awantura gwarantowana.Stojąc przed drzwiami i szukając kluczy Forfang w końcu przemówił.

-Nie przypomina to jaskini.-wstrzymałam poszukiwanie kluczy i już miałam się obrócić gdy:-Wyrwało mi się...-rzekł tonem pełnym strachu.
-Masz szczęście,że nie ma moich rodziców-mówiłam otwierają drzwi i wykonując zapraszający do środka ruch ręką-bo sam byś musiał się tłumaczyć.
Skoczek niepewnie wszedł do środka przy okazji rozglądając się w prawo i lewo.
-Całkiem ładnie.-rzekł i ruszył do salonu.-No muszę ci powiedzieć,ze nawet bardzo,bardzo ładnie.
Przewróciłam oczami i przekręciłam klucz.
-Może najpierw zaświecę światło?-zapytałam naciskając przełącznik.
-Tak o wiele lepiej.-wypowiedział te słowa równocześnie unosząc kciuk do góry.-Ale tak na serio...fajna chata.Widzę,że twoja mama ma świetny gust.Kolorystyka,aranżacja,oświetlenie i te sprawy świetnie ze sobą współgrają.-podczas swojego monologu wyglądał jak pseudo ekspert z reklam telewizyjnych.
-Rozgość się a ja pójdę przygotować ci pokój.Czuj się jak u siebie w domu.-nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam dodając ostatnie zdanie.
Weszłam po schodach na górę i udałam się do pokoju gościnnego.Na początku to miał być mój pokój,ale uznałam,że widok z okna mi nie pasuję.Jaka ja byłam głupia!Gdybym od razu wiedziała,że polubię skoki narciarskie z pewnością wybrałabym sypialnie z panoramą na oddaloną Vikersundbakken.Jednak,gdy uznałam,że ten sport jest całkiem spoko na zmianę decyzji było za późno.
Pewnie,wagarować to mogłam,ale zmienić pokój to absolutnie nie!
Pościeliłam łóżko i tak ogółem obejrzałam pomieszczenie.Uznałam,że nic już nie muszę zmieniać.Najchętniej to zostawiłabym go na polu,ale wyszło by na to samo co nie wyrażenie zgody na przebywanie w moim domu.Jeszcze ja stałabym się główną podejrzaną,gdyby znaleziono trupa na moim podwórku.Koniec już tego "gdyby",trzeba zająć się "gościem".
Gdy byłam na dole Forfang przeglądał pierwszą lepszą gazetę plotkarską.
-Chodź pokażę ci twój pokój a potem zajmę się kolacją.
Mój nowy tymczasowy lokator ruszył za mną jak posłuszne dziecko.Jego wierne oddanie nie trwało długo,bo zobaczył duży zakaz wstępu powieszony na drzwiach od mojej sypialni.
-Oooo!Mogę?Proszę...-znów zrobił minę niczym kot ze Shreka.Tamtym razem słodszą...
-Dobrze,ale...-zaczęłam znowu stawiać mu warunki barykadując drzwi samą sobą-żadnego gadania o aranżacjach,kolorystyce i innych pierdołach,bo to nie moja mama nad tym czuwała tylko JA.-zaznaczyłam dumnie "ja" i nacisnęłam na klamkę.
 Forfang wszedł do środka i jego pierwsze spostrzeżenie dotyczyło łóżka,
-Jakie ty masz wielkie łóżko.-usiadł na nim i sprawdzał sprężystość materaca.-Kobieto,po co ci takie ogromne łoże?-nie zdążyłam nic dodać,bo już czepiał się czego innego:-I nie skrzypi!
-To akurat duży plus.-na mojej buzi pojawił się diabelski uśmieszek,który nie umknął uwadze Forfanga.Uniósł wysoko brwi i wybuchnął śmiechem.Sama ledwo się od niego powstrzymałam.
-To ty?-zapytał wskazując na wiszące na ścianie zdjęcie.Wstał i zbliżył się do niego,aby zobaczyć więcej lecz czuwająca ja próbowałam go od tego powstrzymać.
-Nie rób tego!Nie pozwalam to zbyt prywatne.-krzyczałam podskakując jak najwyżej,aby nie zobaczył co tam jest.Jego wzrost i długość łap były zdecydowanie na korzyść skoczka.Musiałam się poddać i przygotować na wybuch śmiechu wścibskiego ciekawskiego Forfanga.
-To ty?-ponowił pytanie jeszcze bardziej zdziwiony niż ostatnio.
-Byłam mała a poza tym nie wiem co to zdjęcie tutaj robi.-starania odepchnięcia go od nieprzyjemnej dla mnie fotografii spełzły na marne.
-Jak to,nie wiesz co wisi u ciebie w pokoju?
-Cały czas ściągam to zdjęcie,ale mama za każdym razem,gdy zauważy,że to nie wisi,z powrotem je tutaj wiesza....Okropne-tłumaczyłam zdegustowana tą całą sytuacją.-Proszę nie śmiej się.
-Czemu miałbym się śmiać.Po prostu nie mogę uwierzyć,że kiedyś byłaś taką słodką,małą dziewczynką...
-Tak,słodką,małą-papugowałam-popatrz na to jak ja tu wyszłam!-wskazałam palcem na postać pięcioletniej dziewczynki stojącej w odległości kilku centymetrów od ogromnego Doga Niemieckiego.Typowy moment uwieczniony na fotografii...ale nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego oprócz mojego wyrazu twarzy mówiącego jedno."Zabierzcie ode mnie to bydle"
-Żebyś ty widziała moje zdjęcia.W kąpieli...Trauma do końca życia.
-To nienormalne,że rodzice zawsze lubią robić zdjęcia podczas mało komfortowych sytuacji,a potem chwalić się nimi przed każdym.
-Nnnno właśnie!
Nastała chwila ciszy.Forfang wpatrzony był w moje zdjęcie z dzieciństwa,które wtedy nie wydawało mi się już takie straszne i krępujące.Ja patrzyłam się na niego i myślałam o tym,że przynajmniej w jednym się zgadzamy.Lekko się uśmiechałam,co nie uszło już tradycyjnie jego uwadze.
-Gdy ty się uśmiechasz ja się zaczynam bać.
-Ciekawe jak ty wyglądałeś w kąpieli...-próbowałam powstrzymywać napad śmiechu ukrywając buzię w bluzę.
-No tak ładnie bym powiedział,ale nie musisz wiedzieć.-Na jego policzku pojawił się rumieniec.Postanowiłam szybko zmienić temat,bo sytuacja zaczęła zmierzać w nieprzyjemnym kierunku.
-Dobra wierzę ci a teraz chodź pokażę ci gdzie będziesz spał.-wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do celu.-To tutaj.-wskazałam w kierunku drzwi.-Rozgość się.
Forfang wszedł do środka,ja za nim w oczekiwaniu na jakiś "miły" komentarz.
-Pościel w mrówki!Hurra!-wskoczył na łóżko,położył się na plecach i zamknął oczy.-Tutaj jest zdecydowanie lepiej niż w hotelu.Miękko,przytulnie i tak ładnie pachnie.Już nigdy w życiu pokoju z Hilde!
Usiadłam po drugiej stronie łoża Forfanga i zadałam pytanie,które od pewnego czasu nie dawało mi spokoju.
-Jakim cudem pupilek trenera znalazł się w jednym pokoju z najbardziej nieogarniętym gościem z drużyny?-Forfang wstał,przeciągnął się i ziewając odparł:
-Wiesz,czasami nie wszystko jest takie proste i nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć.
-Filozof!
- A dziękuję,dziękuję.
-To nie miał być komplement!A teraz,jeżeli twoje dzikie instynkty mówią ci,że czas się odświeżyć to chodź za mną.-ponownie wzięłam go za rękę,w sumie po co,ale wolałam mieć go pod kontrolą,aby się biedaczysko przez przypadek nie zgubiło w moich lochach.
-Masz racje,raz na tydzień w zupełności wystarczy...
Przechodząc w śmiechu do łazienki Forfang zatrzymał mnie i zadał pytanie:
-Ykhm.Czy mógłbym mieć jeszcze jedną prośbę?
-No cóż,chyba nic dzisiaj nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
-Masz może jakąś świeżą koszulkę,bo ta jest już trochę nieświeża.
-Obawiam się,że mój rozmiar się na ciebie nie nadaję,ale coś się znajdzie.
Poszłam do sypialni rodziców,otwarłam szafę i....Dostałam oczopląsu.Pełno ciuchów w większości mojej mamy.Gdy w końcu znalazłam kącik garderoby mojego taty to wzięłam pierwszą lepszą koszulkę i ręcznik przy okazji.Wróciłam z moim łupem do Forfanga.
-Łap-rzuciłam ubraniem w kierunku skoczka i dodałam:-jakby była za mała to krzycz znajdę coś innego.
-Dzięki!A więc tutaj jest łazienka?-zapytał wskazując właśnie na nią.
-Tak,dokładnie.-ruszyłam w stronę schodów,ale chciałam się dowiedzieć pewnej istotnej rzeczy od Forfanga.Odwróciłam się wypowiadając jego imię:
-Johann-okazało się,że wypowiedziałam je w tym samym momencie,co on moje.Nasze spojrzenia się spotkały i przeszył mnie dreszcz.
-Proszę ty zacznij.-rzekł ze spokojem i lekkim uśmiechem na ustach
-Chciałam dopytać się co mogę ci przygotować na kolację...Znaczy,bo ty jesteś skoczkiem,a skoczkowie mają z natury różne diety i wiesz chcę wiedzieć...-Gubiłam się w słowach.Nie jestem jakąś wytrawną kucharką,a wskazówka samego skoczka dotycząca kolacji we dwoje była mile widziana.Johann szybko mnie wyręczył i dał szybką odpowiedź:
-I chcesz wiedzieć co mogę jeść,a co nie?-pokiwałam na znak,że o to mi chodziło głową-Trener ustalił zasadę,że przed konkursem nie jadam zbyt dużo,ale po pożeram praktycznie wszystko.
-Okey,tyle chciałam wiedzieć.-z powrotem ruszyłam w stronę schodów,ale przypomniało mi się,że Johann też miał do mnie jakąś sprawę.Nie zdążyłam nawet się zatrzymać,gdy jego głos zawołał:
-Daria?
-Tak?-odwróciłam się i spojrzałam na postać skoczka.
-Dzięki...-jego kąciki ust powędrowały ku górze.Ja również zdobyłam się na nieznaczny uśmiech.
Jak w transie zeszłam na dół i praktycznie zapomniałam co miałam zrobić.Gdy przytrafia mi się taka sytuacja analizuję wydarzenia mające miejsce przed chwilą.
Góra,Forfang,dzięki,jego oczy,dieta,kolacja.Bingo!Poklepałam się po czole i otwarłam lodówkę.
-Hmmm....
Zapasy zrobione przez moich rodziców powoli się kończyły."Nie będę kombinować.Zrobię to co wszyscy lubią!"Wyjęłam z zamrażalnika mrożoną pizze i ustawiłam piekarnik na 200 stopni.Po chwili wrzuciłam rozpakowaną przekąskę do piecyka.Spojrzałam na zegarek i udałam się w stronę półki z płytami.Myślałam,że skoro jutro i tak mam dzień wolny a z Forfangiem raczej w karty grać nie będę to obejrzymy jakiś film.Przeglądałam przeróżne propozycje.Kolekcja jest duża,głównie przeze mnie i moje"widzi mi się" mamo,tato kupcie mi film.Nie mogłam się zdecydować."Titanic" nie bo będę beczeć.Tak w ogóle dlaczego Rose nie wybrała Cala tylko Jacka?Tak,tak miłość...do dupy z taką miłością.Jaka ja jestem nieromantyczna...Usłyszałam,że Johann już schodzi na dół,więc szybko odłożyłam pudełka z płytami na ich miejsce.Minęło 15 minut i pizza była gotowa.Wyjęłam ją z piekarnika i podzieliłam na sześć części.
-Pomóc ci w czymś?
Przede mną pojawił się Johann w koszulce mojego taty.Co za połączenie...
-Nie będę wykorzystywała gości.
-Co za gościnność.Dodaj jeszcze niechcianych i będzie perfecto!-zrobiło mi się głupio.W końcu mam na swoim koncie dobry uczynek i może zreinkarnuję się w coś dobrego.Gdyby moja babci usłyszała w co wierzę to chyba wysłałaby mnie na egzorcyzmy.
-Już nie przesadzaj.Nie jestem aż taką złą jędzą na jaką wyglądam.
Odniosłam wrażenie,że to jemu zrobiło się teraz głupio.Aby go choć trochę pocieszyć bez namysłu palnęłam:
-Słodko wyglądasz w tej koszulce.-popatrzył się na mnie z niedowierzaniem,a ja cała czerwona ze wstydu próbowałam sprostować:-Znaczy yyyy... tata dostał ją ode mnie na urodziny i za często w niej nie chodzi i po prostu miło jest nią w końcu na kimś widzieć.-powiedziałam na jednym wdechu.
-Rozumiem.Zam ten ból,gdy kupujesz coś komuś,a ta osoba z tego nie korzysta.-rzekł z nutą złości w głosie delikatnie uderzając pięścią w blat.
-Usiądź i podziwiaj moją kuchnie.-włożyłam biały fartuszek mojego taty oraz czapkę kucharską,wzięłam dwa talerze.Położyłam je na stole i w drodze po kolację zaczęłam gadać co mi do głowy przyjdzie z francuskim akcentem:-Szefowa kuchniii Daria prezentuję swoja wspaniała arcydziełooo.Nazwałam je od zamrażalnikaa do piekarnikaa.-położyłam moje cudeńko na stole i już zupełnie normalnie dodałam:-Co sobie życzysz do picia?-obserwujący cały czas mnie Forfang,wtedy już konający ze śmiechu odpowiedział:
-Wodę poproszę.
Przyniosłam dwie szklanki i butelkę wody gazowanej.Wzrok Johanna cały czas podążał moim śladem.Niespodziewanie wypowiedział zdanie,które na długo utkwiło mi w głowie:
-Słodko wyglądasz w tym fartuszku.-rzekł z melancholią,a ja prawie upuściłam szklanki.-Znaczy to nie miało tak zabrzmieć tak trochę bardziej...to może ja naleję wody a ty już sobie usiądź.-natychmiast wziął ode mnie wszystko co niosłam i podał szklankę z wodą.
Po zjedzeniu posiłku Johann pomógł mi zanieść naczynia do kuchni.Ja próbowałam poradzić sobie z rozsznurowaniem fartucha,ale nie wychodziło.Zwróciłam się z pomocą do mojego rodaka:
-Johann,czy mógłbyś rozsznurować ten węzeł,bo ja nie dostaję.
-Pewnie.-uklęknął za mną i zaczął walkę z niefortunnie zawiązanym sznurowadłem.Przy okazji wypytywał o moich rodziców.
-A tak w ogóle to gdzie są twoi rodzice?
-Hmmm...jakby to nazwać?Oboje są na wyjeździe służbowym.
-Służbowym...
-Tak służbowym.Tata takim prawdziwym służbowym,a mama takim relaksacyjnym służbowym.Auu!-krzyknęłam-Uszczypałeś mnie!
-Wybacz,ale to jest tak zawiązane,że tracę powoli nerwy!
-Może chcesz widelec,albo coś w tym stylu.
-Nie,spróbuję zębami.-zrobiłam wielkie oczy.
-Tylko mnie nie ugryźć!
-Spróbuję...
-Moja mama to by chyba zemdlała gdyby zobaczyła do jakich celów ty używasz zębów!
-Racja.To musi dziwnie wyglądać,gdy za własną córką stoi obcy facet i czegoś szuka łbem w jej dupie...-delikatnie się zaśmiałam.
-Nie,chociaż...Wiesz ona jest dentystką i zęby to dla niej świętość.
-Proszę.-rzekł wstając i podając mi spadły na ziemie fartuch.-Na twoim miejscu bałbym się takich służbowych wyjaździków rodziców.
-Czemu?-zapytałam patrząc czy gryzoń Forfang nie przegryzł mi koszulki.
-Wiesz...z takich wyjaździków powstałem ja.
-No musiałeś jakoś powstać!-prychnęłam oburzona.On i jego insynuacje.
-No tak i mam o 16 lat starszego brata,który też zostawał sam w domu.A potem pojawiłem się ja!
Popatrzyłam na niego ze strachem w oczach.Coś w tym było...Nie wiem co bym zrobiła gdyby okazało się,że będę mieć młodsze rodzeństwo...
-Weź ty już nic nie mów.-syknęłam ze złością.
-No ale zastanów się.Co by było gdyby okazało się,że nie będziesz tą jedyną,najukochańszą córeczką.-Czy on czytał mi w myślach?!-Wiesz ja miałem lepiej bo byłem tym młodszym,na którym wszyscy skupiali uwagę.
-Wtedy ich najukochańsza,jedyna córeczka też by se strzeliła bachora i po kłopocie.
W środku się gotowałam.Nigdy nie chciałam mieć młodszego rodzeństwa.Ani brata,ani siostry a na pytanie czemu odpowiadałam,że to ja mam być tą jedyną...i wszyscy wybuchali śmiechem mówiąc:"Co za cudna dziewczynka!"Tym bardziej nie chciałam mieć jakiegoś gówniarza w domu z osiemnastoma latami różnicy.
-Uuuu jedziesz ostro,ale spokojnie to tylko zwykły wyjazd służbowy.Czyż nie tak?-i ta jego ironia w głosie.Ta sama,z którą mówił do mnie podczas odprowadzania do szkoły.
-Tak.Zwykły wyjazd służbowy.-odparłam z udawanym spokojem chociaż wiedziałam,że to ten pieprzony wyjazd służbowy.Prawdziwy!!!
-No widzisz!A teraz już się tak nie złość bo ci zmarszczki wyjdą.
Pozostałam głucha na jego uwagę i odwiesiłam fartuch.Pan Johann zwiedzał salon przyglądając się wszystkiemu jak na wycieczce szkolnej.Stanął przed regałem pełnym różnych pamiątek mojego taty.Ojciec uważał jej za świętość.Pocztówki,monety,znaczki wszystko w tematyce skoków.Mama uważa je za zagracające miejsce śmieci,na których zbiera się kurz a potem nikt nie ma ochoty tego czyścić. 
-Niezła kolekcja.Twojego taty? 
Podeszłam bliżej i kolejny raz spojrzałam na pełne od skokowych gadżetów półki. 
-Tak.To trochę dziwne przyznaję,ale każdy ma taką swoją chorą manie. 
-Chorą manie?-pisnął jak mała dziewczynka. 
-Tak,chorą manie.-potwierdziłam.
-To jest świetne!Twój tata nie jest może przypadkiem Japończykiem?
-Nie!Wiem,że ta kolekcja jest w iście japońskim stylu,ale nie,nie jest Japończykiem. 
Naszą dyskusje przerwał dźwięk mojego telefonu.Johann udał się w stronę telewizora a ja sprawdziłam nową wiadomość od Klary. 
Miłego wieczoru:* Nie pozagryzajcie się :P 
I ty Klaro przeciwko mnie?Forfang skakał z kanału na kanał.Pewnie myślał,że znajdzie coś ciekawego.Odblokowałam telefon i spojrzałam na zegarek:22:42. 
-O tej porze nie znajdziesz nic ciekawego.-rzuciłam w jego stronę. 
-Ja wszystko potrafię!-oburzył się.-Zaraz znajdę coś fajnego. 
-Taaa powodzenia.O tej porze lecą tylko niskobudżetowe horrory i pornole. 
Usiadłam obok niego z założonymi rękami i obserwowałam jego telewizyjne poszukiwania.Naciskał na przyciski pilota z ogromnym zaangażowaniem,ale ze znikomym skutkiem.Na jednej stacji reklama,na drugiej powtórka jakiegoś serialu,na następnej napisy końcowe,znów reklama.Kolorowe programy migały bardzo szybko przed oczami.Nie dało się zauważyć nawet tego co aktualnie było na danym kanale.
-Weź wolniej to przełączaj,bo nawet nie wiem co teraz idzie. 
-Dobrze.Twe życzenie jest dla mnie rozkazem. 
Z bardzo szybkiego tempa zwolnił na ślamazarne.I znowu reklama...,napisy końcowe a na następnym reklam.Świat zwolnił tempa.W końcu zatrzymaliśmy się na 144 kanale za namową Johanna. 
-O,tu idą ciekawe rzeczy. 
Aż podskoczył chociaż ja widziałam same reklamy. 
-Taa, reklama pasty do zębów.Moja mama byłaby wniebowzięta po prostu. 
-Bądź cierpliwa!-zganił mnie.-O tej porze na tym kanale zawsze lecą fascynujące programy.Jeszcze nigdy się nie zawiodłem. 
Bez większego przekonania czekałam na jego "fascynujący program".Nareszcie!Forfang delikatnie uszczypnął mnie w bok.Aż podskoczyłam z zaskoczenia a jego to bawiło. 
-Weź się ogarnij! 
W odwecie poczochrałam mu włosy. 
-Ej,tylko nie moja fryzura!-jęczał.-Wiesz jak ciężko je ułożyć! 
On poprawiał swą piękna szopę,a ja wpatrzona byłam w ekran telewizora.Chociaż film się już zaczął to nie było widać nic więcej oprócz lasu i pojawiających się napisów.Wtem Forfang wyskoczył z pytaniem: 
-Masz łaskotki? 
Popatrzyłam się na niego jak na wariata.Nie zdążyłam skojarzyć faktów,bo już zwijałam się ze śmiechu. 
-Nie zostaw mnie!Przestań!-krzyczałam próbując wydostać się ze szponów napierającego ze wzmożoną siłą Forfanga.On jednak sprytnie przysuwał mnie do siebie jak tylko odrobinę się odsunęłam. 
-A teraz stopy. 
-Nie tylko nie stopy.Proszę. 
Na nic zdały się moje błagania.Leżałam na brzuchu i czołgałam się byle jak najdalej od wstrętnego Forfanga.Skoczek jednak jednym ruchem pociągnął mnie za nogi i już byłam w jego potrzasku.Jedną ręką trzymał mnie za kostki a drugą gilgotał moje stopy.Myślałam,że zwariuję.Mimo tego głośno się śmiałam i próbowałam odepchnąć rękami.Bolał mnie już cały brzuch z powodu śmiechu i zajmowanej pozycji.Musiałam użyć innego bardziej drastycznego środka.Z całej siły,a było jej sporo,obróciłam się w prawą stronę i chwyciłam dużą poduszkę.Kosztowało mnie to sporo wysiłku i trochę zabolało,ale było warto,bo Forfang dostał nią w głowę.Chwilę jego otumanienia wykorzystałam,aby obrócić się na plecy i podnieść.Jednak gdy byłam już w połowie w pozycji siedzącej on chwycił mnie za kolana i przysunął do siebie.Straciłam równowagę i z powrotem opadłam na sofę.Nie chciałam znowu być w potrzasku.Wierzgałam nogami jak koń,aby utrudnić mu zadanie.Odepchnęłam się dłońmi od kanapy,po raz kolejny czułam,że tracę równowagę i instynktownie chwyciłam Forfanga za szyję.On chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy,bo też stracił grunt pod nogami.Znowu osunęłam się na sofę a razem ze mną Johann.Leżałam na plecach,a na mnie wpół zgięty Johann,którego mocno trzymałam za szyję.Dłonie położył po obu stronach mojej głowy i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.Spojrzałam mu w oczy pełne błysku.Miał szerokie źrenice,w których widziałam swoje odbicie.Czułam na sobie jego ciężar,ale wcale mi to nie przeszkadzało.Przeciwnie,poczułam lekki przyjemny dreszcz i ukłucie w brzuchu.Delikatnie zatopiłam palce w jego włosach lekko je mierzwiąc.Czułam,że muszę z tym skończyć tym bardziej,że Johannowi podobało się ostrożne pociąganie za czuprynę.Przysunął głowę bliżej mojej.Czułam jego ciepły oddech na mojej szyi.Wiedziałam,że muszę przestać,coś powiedzieć.Zapomniałam o otaczającym nas świecie.Nie...zapomniałabym gdyby Johann niechcący nie nadepnął na pilot i nie przygłośnił telewizora.W przeciągu sekundy wróciłam do teraźniejszości...chłodnej teraźniejszości.Przypomniałam sobie co mieliśmy robić,a słysząc głos lektora wypowiadający tytuł filmu dziękowałam Bogu,że znalazłam pretekst,aby przerwać tę całą niezręczną sytuację. 
-Johann ty zboczeńcu co ty oglądasz po nocach? 
Obrócił głowę w stronę telewizora i zrobił kwaśną minę.Uświadomił sobie w jakim położeniu się znajdowaliśmy i wstał przeczesując potargane przeze mnie włosy.Sama wstałam i usiadłam.Johann zrobił to samo.Oboje wpatrzyliśmy się w telewizor.Chwilę tkwiliśmy w tej sytuacji po czym wybuchłam śmiechem.Ukryłam twarz w dłonie i chichotałam.Zdezorientowany Forfang zapytał mnie z niepokojem w głosie: 
-Coś się stało? 
Popatrzyłam się na niego z łzami w oczach i powiedziałam: 
-Takie rzeczy się po nocach ogląda co?-po raz kolejny wybuchłam śmiechem. 
-Jakie,że niby co? 
-Kurewna Śnieżka?!
-A,że to? 
Chwilę ciszy przerwał cichy śmiech Johanna.
-Nie ładnie Forfi,nie ładnie.Noce się zarywa,żeby pooglądać gołe baby w telewizorze. 
-A ty...-kolejna dawka śmiechu przerwała jego wypowiedź.-A ty skąd to znasz co? Kto tu kogo moralizuje hę?Hę? 
Oboje zwijamy się ze śmiechu.W końcu jednak znajduję odrobinę tchu,aby odpowiedzieć na jego pytanie. 
-Kiedyś z koleżanką przeglądałyśmy historię internetową jej brata i z ciekawości klikłyśmy i obejrzałyśmy. 
-I kto tu kogo nazywa zboczeńcem?-Johann robi minę obrażonego dziecka i odwraca się ode mnie. 
-No już ciii.-Moja ręka automatycznie zmierza w kierunku jego włosów.Chwilę wykonuje te same ruchy co przed chwilą,ale gdy tylko uświadamiam sobie moje zachowanie,natychmiast ją stamtąd zabieram.Już nieobrażony Forfang odwraca się do mnie uśmiechnięty. 
-A pani nie powinna przypadkiem jutro iść do szkoły?-rzucił do mnie pytaniem w iście moralizującym tonie.
-Nie!Wybłagałam przez telefon u taty urlop na żądanie,więc mogę sobie jutro dłużej pospać...mamo. 
Pokazałam mu język i poprawiłam poduszki. 
-To co robimy,bo ten film już znamy...-powiedział wyłączając telewizor. 
-Obejrzałabym sobie jakąś komedie albo film disney'a. 
-A ja horror.Dużo krwi,kosmici i te sprawy.
-Nie,absolutnie.Jak obejrzymy film o Ufo to będziesz musiał w nocy chodzić ze mną do łazienki.-Johann próbował coś wtrącić,ale szybko podbiegłam do mojej filmowej kolekcji i z demonicznym uśmieszkiem podałam pudełko z najlepszym horrorem jaki kiedykolwiek obejrzałam.Nie wyglądał na szczęśliwego. 
-Przecież to stare... 
-Ale z klasą! 
-No nie wiem czy to dobry pomysł.-jęknął przestraszony. 
Poklepałam go po ramieniu pocieszając:
-Nie bój się.Chyba nie wierzysz w takie głupoty.Może jest w tym trochę prawdy,ale trzeba być wyjątkowym pechowcem żeby coś takiego się zdarzyło 
-Pfff!Ja się niczego nie boję.Może odrobinę mojej ciotki,ale tylko odrobinę...Czy ja powiedziałem,że nie chcę go obejrzeć?Nie,a poza tym ty tu rządzisz.
-Świetnie,ale może najpierw zadbamy o kinową atmosferkę. 

Razem z Johannem przygotowaliśmy przekąski.Głośno się śmialiśmy i rzucaliśmy w siebie jedzeniem.Mieliśmy tylko rozsypać do misek chipsy,popcorn i znaleźć gdzieś ukryte słodkości mojego taty,a skończyło się kuchennym armagedonem.Amunicją była mąką,ryż,orzechy...Wszystko czym dało się rzucać.Nie popisałam się celnością i większość strzałów chybiłam.W przeciwieństwie do Johanna.Jego sportowy instynkt działał także na linii frontu.Pomijając fakt,że jest ode mnie dużo szybszy,a moja koordynacja ruchowa pozostawia sporo do życzenia,mogę uznać to starcie za całkiem przyzwoite. 
Stojąc na palcach i po omacku szukając w szafce makaronu natrafiłam na coś szklanego. 
-Co my tu mamy?-powiedziałam sama do siebie. 
To coś było dosyć pokaźnych rozmiarów.Nagle poczułam na plecach zimną ciecz.Forfang wykorzystał chwilę mojego zagapienia i oblał moje plecy wodą.Zacisnęłam mocno zęby przed głośnym krzykiem.Johann stał tuż koło mnie podle się śmiejąc. 
-Co jest?Odpuszczasz?-zapytał triumfalnie. 
-Pewnie,że nie!-odwróciłam się i obsypałam go mąką.-Nic nie rób,bo coś znalazłam i nie chcę tego rozbić. 
Johann zsypywał z siebie biały proszek,a ja już ze spokojem wyjęłam dużą pękatą butelkę.Wypełniona była czymś czerwonym i o ile nie myliło mnie doświadczenie to była to najlepsza nalewka pod słońcem.
-Co znalazłaś? 
Obróciłam butelkę w celu znalezienia jakichkolwiek informacji.Nie przeliczyłam się.Wydałam z siebie głośny pisk i zakomunikowałam: 
-No Johann ciekawe jak mocną masz głowę?-Zaciekawiony Forfang spojrzał na mnie ze zdziwieniem.-Dzisiaj będzie uczta. 
-Ciekawe czy twoi rodzice zgadną kto im wychlał procenty?Hmmm,pomyślmy...Ty!-jego palec wskazujący wyraźnie wskazywał na mnie.
-Oj tam,oj tam...Zwalę na tatę jak zawsze z resztą. 
-Ty wiesz lepiej.-odpowiedział wyraźnie uradowany Forfang. 
-A teraz...-nie zdążyłam dokończyć.Z moich włosów spływało coś pomarańczowego.Powoli odwróciłam się w stronę zakłopotanego Johanna.Przez zaciśnięte zęby zapytałam:-Czy to było jajko?-nic nie odpowiedział.Stał jak wryty.-Johann! 
-Ja...ja...ja...Ja cię tak bardzo przepraszam.To nie tak miało wyglądać.
Krzątał się po kuchni szukając ręcznika papierowego. 
-A jak? 
-Chciałem tylko zakończyć tę bitwę z akcentem.I nie wyszło...-położył mi na włosach kawałek ręcznika papierowego,co mnie rozbawiło.
-Ani trochę... 
Na mój nieznaczny uśmiech Johann odpowiedział wzruszeniem ramionami i miną przestraszonego dziecka.Oparł się na blat i spuścił głowę.Pewnie myślał,że wyskoczę na niego z pazurami i wyrzutami.
"Czy ja jestem aż tak niemiła i zła?"-pomyślałam 
-Przepraszam. 
Szczere przeprosiny jeszcze bardziej dały mi do myślenia.Postanowiłam nie roztrząsać tej całej sytuacji i puścić to jak najszybciej w niepamięć. 
-No dobra!Nie róbmy z tego katastrofy.Udało ci się!-Podeszłam do niego bliżej i szepnęłam do ucha:-To było najlepsze zakończenie bitwy jakie widziałam.-Puściłam Johannowi oczko no co się uśmiechnął i powiedział: 
-To ja może tu posprzątam a ty idź ogarnij włosy,bo jak to wyschnie to po nich.
-Tak masz racje.Ja idę wziąć kąpiel a ty nie sprzątaj tylko włącz film i zanieś jedzenie do salonu. 
-Jesteś pewna,że chcesz ten syf zostawić nie posprzątany? 
-Nie zawracajmy sobie głowy.Jutro się tym zajmę.


Johann 

Daria poszła i kazała mi nie sprzątać tego burdelu.No cóż ona tu rządzi,więc nie będę się wtrącał.Wezmę miski z jedzeniem i położę je na stoliku. 
Gotowe.Co by tu jeszcze...Aaaa no racja.Pójdę do kuchni po butelkę z truneczkiem i kieliszki.
Jak to wszystko ładnie wygląda.I kto by pomyślał,że ja i Daria możemy razem wytrzymać i...dogadać się.Kto się czubi ten się lubi. 
Czegoś mi tu jeszcze brakuję.
Wchodzę do swojego pokoju.Widoki są lepsze niż w hotelu.Nie tylko jeżeli chodzi o samo pomieszczenie ale o krajobraz za oknem.Światło latarni oświeca ośnieżone choinki.Dokładniej się przyglądając można zauważyć,że już od pewnego czasu sypie śnieg.Drzewa delikatnie się poruszają.Na zewnątrz musi być straszny ziąb.Co ja bym zrobił gdyby nie Daria?Dzisiejszy skok na Vikersundbakken byłby moim ostatnim.No właśnie Vikersundbakken.Świetnie się prezentuje w nocy.Swoją drogą nocne konkursy są jeszcze ciekawsze niż te odbywające się za dnia.O,termometr.Przyświecam lampą błyskową w szybę i odczytuję temperaturę:-27...Na samą myśl o wyjściu na zewnątrz nawet w grubej kurtce robi się zimno.Biorę ze sobą ogromny koc i ruszam na dół.Przechodząc obok łazienki nie mogę się powstrzymać i głośno wołam: 
-Umyć ci plecki? 
Przystawiam ucho do drzwi i słyszę o dziwo łagodną i serdeczną odpowiedź: 
-Spóźniłeś się.Dwie minuty i byś się załapał... 
Kręcę głową i ostrożnie stawiam nogi na stopniach,aby nie przewrócić się o długi koc. 
Siadam na sofie.Przyglądam się wszystkiemu wokół.Bardzo tu przytulnie.Właściwie jestem tu od może trzech godzin a czuję się jak u siebie w Trondheim.Czuję się naprawdę szczęśliwy.Dzisiaj wykonałem świetną robotę.Pierwszy raz stanąłem na podium,cudem uniknąłem śmierci i jeszcze moje kontakty z Darią uległy pozytywnej zmianie.Czuję się spełniony,ale czegoś mi jeszcze brakuję.Ten jeden moment,w którym doznałem maksimum szczęścia gdzieś był.Ta chwila,gdy jej palce delikatnie pociągały za moje włosy.Ten krótki czas,który doprowadził mnie do szaleństwa.Za krótki przebłysk szczęścia. 
Siedzę jeszcze przez chwilę i rozmyślam,marze,pragnę.Ze stanu nieważkości sprowadza mnie na ziemie niespodziewany dzwonek do drzwi.Mija chwila zanim do podświadomości dochodzi wiadomość,że muszę wstać i otworzyć drzwi.Kolejny raz słychać już nerwowe ding-dong.Prawie,że biegnę.Jest po dwunastej w nocy.Kto to może być?Z lekkim poddenerwowaniem otwieram drzwi.Moim oczom ukazują się dwie postacie.Mężczyzna i kobieta...z walizkami?O co tutaj chodzi.Nie potrafię ukryć zdziwienia i pewnie moja mina mówi sama za siebie.Czuję,że wychodzi mi gęsia skórka przez panujący na dworze mróz.Mężczyzna niemniej zdziwiony ode mnie rozgląda się wkoło i szuka jakiegoś wyjaśnienia.Nie mam pomysłu o co zapytać.Może w czym pomóc albo...nie to nie będzie dobry pomysł.Przecież tutaj nie mieszkam.
-Przepraszam,chyba pomyliliśmy domy.-Mówi mężczyzna.Pierwsze co przechodzi mi przez głowę to "aha...".Już zbieram się na zamknięcie drzwi i szybkie wskoczenie do ciepłego pomieszczenia,ale nieznajomy szybko mi w tym przeszkadza.-Nie!Dobrze,numer 33.
Momentalnie odsuwam się robiąc przejście dla...właściwie to nie wiem kogo.Nieznany mi pan w średnim wieku przechodzi do środka tachając dwie walizki.Nie rozgląda się,po prostu wkracza jakby znał każdy centymetr kwadratowy tego domu.Kobieta wchodząc zmierza mnie wzrokiem od góry do dołu.Czuję się speszony.Nie mam zielonego pojęcia co powinienem powiedzieć.Drapiąc się po głowie przechodzę za nieznajomymi do salonu,staję i ze wzrokiem pełnym ogłupienia patrzę na ich poczynania.Do tego pana już chyba doszła powaga  sytuacji,a ta pani...no cóż ja mogę powiedzieć?Oprócz tego,że ma piękne perfumy to zachowuje pełen spokój nieznacznie mrużąc oczy jakby rozjaśniając obraz.Przyglądając się jej doszedłem do wniosku,że ma podobne rysy twarzy do Darii.Te same policzki,to samo czoło,te same oczy.Czyżby to.... 
-Daria?-głośno wołam wchodząc po schodach na górę.
Nie spuszczam oczu z obcych mi osób,albo już nie tak bardzo obcych jakby się mogło wydawać.Zderzam się z pędzącą na dół Darią.Włosy ma mokre,ubrana jest w sam błękitny szlafrok.Przepuszczam ją,aby szła pierwsza.Ale ze mnie tchórz...Podążam za nią krok w krok.W mgnieniu oka znajdujemy się już przed yyy przed...ciężko to teraz określić. 
Daria wydaje z siebie dźwięk zdziwienia.
-Mama...Tata?Co wy tutaj robicie? 
Poprawia sobie kapiące włosy i z pełnym strachem czeka na odpowiedź. 
Mama,tata?No masz...ja chyba na każdego przenoszę pecha,a sam mam ogromne szczęście.
-Nie przeszkadzamy?-pyta ironicznie jej...ojciec kierując wzrok na specjalnie przygotowanym miejscy przed telewizorem. 
-Tak!Znaczy nie!Nie!Mieliście wrócić jutro po południu. 
Tym razem do akcji wkracza jej mama.Ciekawe po kim Daria odziedziczyła charakter,bo na pierwszy rzut oka to chyba po ojcu.
-Ojciec skończył już wczoraj,a ja nie mogłam wytrzymać z tymi studencikami.Więc wróciliśmy.A ty...-przerywa patrząc złowieszczo raz w moją,raz w Darii stronę-świetnie się bawisz. 
"Świetna zabawa" wcale nie brzmi aż tak kpiąco jak mogłem się spodziewać po jej wzroku.Zdecydowanie gorsza sprawa jest z jej ojcem...Gość ykhmm...znaczy Pan tata Darii jest cały czerwony.Nie wiem czy jest to wywołane zmianą temperatury czy złością,ale nie wygląda to pocieszająco.Chciałbym jakoś pomóc mojej wybawicielce,ale nie mam pojęcia jak... 
-Tak świetnie.-mówi z udawanym entuzjazmem.-A wy przypadkiem nie macie swoich kluczy tylko dzwonicie po nocach! 
-Ja swoich zapomniałam,a ojciec jest taką niedorajdą,że zgubił gdzieś po drodze... 
-A ty przypadkiem nie powinnaś już spać.-Wtrąca jej tata.-Sama lub...z kimś.
Jego ostatnie słowo skierowane jest prosto w moją stronę. 
-Nie zapominaj,że to TY pozwoliłeś mi jutro zostać w domu więc nie będę się pchała do łóżka SAMA,o tak wczesnej porze.
-Lars!-krzyczy jej mama.-Ty pozwoliłeś jej jutro nie iść do szkoły?!Ty wiesz ile ona ma zaległości? 
Cała ta rozmowa zmierza w kierunku kłótni. 
-Znaczy,bo....to teraz nieistotne.Ważniejszą sprawą jest to,kim jest pan i co on tutaj robi! 
Czuję,że muszę się natychmiast wtrącić i wytłumaczyć,ale mam tak prosto z mostu powiedzieć,że Tom Hilde wyrzucił mnie z pokoju,a pana córka okazała się na tyle uprzejmą osobą,że pozwoliła spać u siebie w domu...Daria próbuje ratować sytuację,ale przerywa jej wściekły ojciec. 
-Nie wiem czym mam być bardziej przestraszony?Tym,że moja córka przyprowadziła sobie do domu jakiegoś chłopaka i robi z nim Bóg wie co,czy tym,że ma on na sobie koszulkę z napisem najlepszy tata na świecie?! 
Natychmiast patrzę na przód koszulki i rzeczywiście coś tam pisze,ale ciężko jest cokolwiek odczytać z odwróconych liter.Daria zasłania mnie i chce coś wtrącić,ale mój honor mi na to nie pozwala.Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. 
-Nie Daria.Nie tłumacz się za mnie.-Delikatnie przesuwam ją w bok i patrzę w oczy.Odczytuję z nich,że nie mogę powiedzieć całej prawdy.Robię krok w przód i głęboki wdech.Rozpoczynam z powagą w głosie:-Proszę się nie denerwować,to nie wygląda tak jak pan myśli.Daria po prostu wyświadczyła mi przyjacielską przysługę.-Przerywam i szukam małego kłamstewka przy okazji patrząc na rozwścieczonego ojca i lekko poddenerwowaną matkę.Krótka chwila ciszy nie gra na moją korzyść,bo pan tata Darii zwraca się do niej z humorem: 
-Ten twój "kolega" wygląda jak ten młody skoczek z kadry,co ostatnio został mistrzem świata juniorów...Jak on miał Forfang,ale nie Daniel tylko...
To dodaje mi odwagi i zaczynam od nowa z nową strategią.
-Johann!Nie Daniel tylko Johann. 
-O tak dokładnie.Ciągle go mylę z jego starszym bratem.Też skoczkiem. 
-Tak,byłym skoczkiem.-Grzecznie wtrącam i kontynuuję:-Dziękuję za tak miłe porównanie do przyszłej gwiazdy skoków.-.Daria lekko uderza mnie w ramię,co pozwala mi przejść do najważniejszej sprawy.-Ale niestety nie mam żadnego kontaktu ze skokami narciarskimi.Wszyscy mi mówią,że jestem do niego podobny,ale niestety...Co do tej całej niezręcznej sytuacji...Jestem bardzo wdzięczny Darii,że pomogła mi w niezbyt ciekawym położeniu.Chodzimy razem do szkoły i świetnie się znamy... 
-Przecież on nie jest podobny do Svena...-przerywa pan tata Darii kierując do niej te słowa. 
-Tato!Czy ja mam tylko jednego kolegę?Nie!Więc słuchaj i nie dramatyzuj za wcześnie. 
Oczy Darii zwrócone są na moją osobę.Cała jej nadzieja na bezszkodowe wyjście z tej sytuacji spoczywa na mnie. 
-Tak,a więc mój starszy brat zrobił sobie imprezę pod nieobecność naszych rodziców i wyrzucił mnie z domu.Nie znam tutaj za wiele osób... 
-Joh...Znaczy Joseph jest nowym uczniem i nie zna tutaj dużo osób.Właściwie tylko mnie.-przerywa Daria i tym razem ona ratuje sytuacje,bo prawie to zepsułem. 
-Tak!Mój najukochańszy braciszek powiedział,że mam mu nie przeszkadzać i zostałem sam na dworze,ale na całe szczęście spotkałem Darię.-Czuję,że coś spieprzyłem.Myśl Johannie znaczy Josephie.Jakiś jeden logiczny ciąg słów.-Jest ona bardzo gościnną osobą i bez problemu pozwoliła mi się przespać.-Gubię się,gubię...-Znaczy nie z nią tylko u niej w domu.Osobno! 
-Tak...-jej ojciec robi podejrzliwą minę.-Oczywiście...Rozumiesz coś z tego Ester? 
-Wszystko.Chłopaka brat wyrzucił z domu,nie miał się gdzie podziać a nasza córka nie jest taką skończoną egoistką za jaką się uważa. 
Ledwo powstrzymałem się od śmiechu.Już polubiłem jej mamę. 
Panuje niezręczna cisza.Daria stoi z założonymi rękami i z miną pełną wyrzutów patrzy na speszonego ojca.Wydaję mi się,że tylko ja i jej mama jesteśmy rozbawieni.
-Widzisz TATO...Tu nic się nie dzieje.A teraz idę dokończyć kąpiel. 
Jak mówi tak robi.Pan tata Darii stoi i macha bezwładnie ramiona w kierunku swojej żony,która zwraca się do mnie:
-A więc skoro się już poznaliśmy. 
-Tak poznaliśmy...-przerywa pan tata.

-Tak Lars!Jestem Ester a to jest...
Mężczyzna podchodzi do mnie i ściska moją rękę:
-Jestem Lars ojciec tej małej pyskatej z dobrym sercem. 
Jego uścisk jest mocny,a spojrzenie wnikliwe mówiące:trzymaj się z dala od mojej córki. 
Przyjmuję to do wiadomości i mówię:
-To ja może pójdę już do pokoju i... 
Ruszam na górę lecz nie idę do swojego pokoju tylko czekam na Darię pod łazienką.Ku mojemu zaskoczeniu nie trwa to długo.Nie spodziewa się mojego widoku.
-Johann,ale mnie przestraszyłeś. 
-Tak?Upiekło nam się. 
-Nie wiem czemu miało nam się upiec przecież nie robimy nic złego. 
-Może i my wiemy swoje,ale twoi rodzice nie koniecznie. 
Słyszę cichy śmiech Darii.Uśmiecham się w jej stronę. 
-Przepraszam cię za tatę.Nie wiem co go ugryzło,że zrobił się taki podejrzliwy.W ogóle cię przepraszam za tą całą sytuację.To nie tak miało być... 
Zatrzymujemy się i patrzymy sobie w oczy.Nieznacznie się uśmiecha.Powinna to robić częściej,bo wygląda niezwykle uroczo. 
-Tego nikt nie przewidzi.Ale dlaczego Josephie? 
Wybucha śmiechem i ukrywa twarz na moim ramieniu. 
-Pierwsze co przyszło mi na myśl.Chyba,że wolałeś Julianie? 
-Nie!Joseph brzmi o niebo lepiej...egoistko. 
-Nie widać?-wskazuje na siebie po czym nerwowo odwracamy się w kierunku jej ojca,który zawzięcie do nas przemawia: 
-Co wy zrobiliście z kuchnią? 
Zatrzymuje się i mierzy nas spojrzeniem.Uświadamiam sobie,że z boku wygląda to jakbyśmy się przytulali.Szybko odsuwam się od Darii.Mój policzek od razu spływa rumieńcem. 
-Chce ci córeczko powiedzieć,że nastąpiła zmiana planów i jutro idziesz do szkoły. 
-Ale,że co?-oburza się Daria. 
-No wybacz,robiłem co mogłem w starciu z twoją matką,ale bezskutecznie. 
-Ty wiesz,która jest godzina?Przecież się nie wyśpię! 
-Mama powiedziała,że jej to nie obchodzi i mam cię rano zawieźć. 
-Pantoflarz! 
Patrzę na nią i myślę o nas.Chociaż zupełnie do siebie nie pasujemy ona wzbudza we mnie ciekawość i chęć poznania.Jej oczy.Okrągłe,zielone,kocie,roześmiane...Działają na mnie jak magnes.Chcę ją poznać,ale zupełnie nie wiem jak się za to zabrać...
Dlaczego nigdy nie jesteśmy tak odważni jak w naszych myślach? 



Witajcie po dłuższej przerwie.Odkułam się trochę z biologią i znalazłam chwilę czasu,aby dokończyć ósemkę.Nie miałam zupełnie pomysłu na tytuł więc niczego w nim nie napisałam.
Szczerze,to mam mieszane uczucia co do tego czegoś.Miałam ten rozdział napisany w 98% ale uważałam go za .....Jednak postanowiłam coś w końcu dodać.Jest 29 Września i powracam trochę szybciej niż zapowiadałam.Mam nadzieję,że nie macie mi tego za złe. 
Co do komentarzy w spamie postaram się ogarnąć to czego jeszcze nie ogarnęłam jak najszybciej... 
Kiedy nowy?Pewnie gdzies w połowie października.
Dziękuję Wam za wszystkie komentarzr :***







piątek, 4 września 2015

♦Informacja♦Blog tymczasowo zawieszony.

Przybywam z nową bardzo ważną informacją.
Niestety,albo stety zdecydowałam się tymczasowo zawiesić swoją działalność tutaj.Nie jest to spowodowane brakiem weny czy motywacji,bo tego nie brakuje.Nawet nie wiecie jak wasze komentarze potrafią uskrzydlić!Dziękuję bardzo :* 
Moja nieobecność tutaj potrwa do początku października.Są dwa powodu.Miły i mniej miły. 
Ten mniej przyjemny to po prostu przestawienie się z trybu Free na tryb Busy.Zobowiązałam się w tym roku szkolnym do wielu bardzo czasochłonnych rzeczy.Konkurs.Chcę się do tego bardzo dobrze przygotować,bo jest to wielka szansa,aby spełnić swoje marzenia i cały wrzesień to nauka i obalanie biologi.
Drugi,myślę przełomowy dla mnie i tego opowiadania to pewien bardzo ciekawy projekt.Dla mnie brzmi zachęcająco i mogę na 80% powiedzieć,że dojdzie do skutku :) Potrzeba mi i pewnej osobie trochę czasu,ale jeżeli się uda to będzie super,ekstra miło i przyjemnie.Jeżeli nie to zobaczymy co z tego wyjdzie.Never Give Up! 
Czas braku aktywności na Fly,Fall.Hope nie oznacza braku aktywności na Waszych blogach.Postaram się w miarę systematycznie czytać i komentować Wasze opowiadania żeby nie narobić sobie zaległości,więc proszę Was bardzo zostawiajcie w zakładce spam (ale pod rozdziałem też możecie,bo to dla mnie żadna różnica,ale jeżeli istnieje "spam" to jest to uporządkowane) 
Tak więc pewnie nikogo to nie obchodzi,ale wolałam napisać jakąś wiadomość niż zniknąć bez śladu,bo tak nie potrafię :( 
Do zobaczenie :*** 

wtorek, 11 sierpnia 2015

7.Don't try to hide because I'll catch You.

Daria

Po wejściu do pokoju moją uwagę przykuła,leżąca na biurku długa lista.Rzuciłam plecak w kąt i szybko sprawdziłam co jest jej treścią.Trudno było powstrzymać uśmiech,bo to co było na niej napisane totalnie mnie rozbawiło.Od góry do dołu,a może raczej sądząc po dużych i pewnie stawianych literach,od dołu do góry wypisane były wszystkie szkolne zaległości.Włos jeżył się na głowie.No nie było tak źle.Połowa tych rzeczy to kwestia solidnego powtórzenia,ale osobie,która miała inne plany zdecydowanie nie interesowało bezczynne powtarzanie wiadomości.Z pomieszczenia obok dało się słyszeć dźwięk spadających książek.Niezwykle mnie to zdziwiło.O tej porze ani duchy,ani złodzieje nie wchodzili w grę.Jednak czułam się zobowiązana do sprawdzenia tej niecodziennej sytuacji.Przechodząc obok lekko uchylonych drzwi widziałam zarys męskiej postaci pakującej coś do torby.Przestraszyłam się.Cicho przemknęłam do swojego pokoju i zastanawiałam się nad ewentualną bronią.Wzięłam moją najukochańszą świnko-skarbonkę i wkroczyłam do akcji.

-Ręce do góry!-wykrzyczałam w kierunku postaci,która trzymała ręce uniesione wysoko w górze-Tata?-zapytałam jeszcze bardziej zdezorientowana niż kilkanaście minut wcześniej.
-Uuu,ale mnie przestraszyłaś.
-Co tu się dzieję?Lars pośpiesz się!-krzyczała mama.Chyba nastrój jej się nie poprawił...
-Mama?-rzuciłam pytaniem,tym razem w jej kierunku.
-A kto?!-zasyczała.
-Yyyy,wyjeżdżacie gdzieś?-zapytałam ze strachem.
-Niestety!-odpowiedziała jeszcze groźniej.
-Ale,że tak no yyyy...nie rozumiem.
-Z racji tego,że jestem nowym pracownikiem,ośrodek wysyła mnie na jakiś kurs zapoznawczy.-mówiła wyniosłym tonem pełnym kpiny.
-Bomba!-pisnęłam
-Byłaby to bomba,tylko na tym całym kursie będą sami stażyści i studenci.
-A tata tak jedzie z tobą okazjonalnie?-czas pytań i odpowiedzi uważam za otwarty!
-To tylko dziwny zbieg okoliczności.-szybko wtrąca ojciec.
-Twój tata ma natychmiast zjawić się w jakiejś miejscowości,której nazwy za Chiny nie zapamiętam,bo ma tam coś zobaczyć,pomyśleć...
-Nowy projekt a mama akurat będzie w pobliżu,więc jedziemy razem.-Tata świetnie przedstawia obraz sytuacji.
-Aha,a daleko to?-Pytam,próbując powstrzymać radość.
-Nie wiem,ale sądząc po zdjęciach,to jakieś zadupie.-gorączkowo odpowiada mama.
-Okey,ostatnie pytanie kiedy wracacie?
-Poniedziałek wieczorem.-głośno wykrzyczeli.Chyba nie byli zadowoleni z tej całej sytuacji
-No wiesz MAMO,na twoim miejscu byłabym szczęśliwa,że to będą studenci.-zaczęłam igrać z ogniem.Ojciec uderzył się w głowę,a ja diabelsko uśmiechnęłam.
-Nie!Wszyscy studenci stomatologi to dziwolągi,gdyby było inaczej miałabyś ojca dentystę.
-I nie byłabyś już taka ładna i mądra.Wszyscy dentyści to dziwolągi.-Czasami uwagi mojego taty są całkiem śmieszne.Tamtym razem mama zmroziła go spojrzeniem,a on jak chorągiewka musiał sprostować:-Powiedziałem tylko dentyści,nie dentystki!
-Widziałaś już listę?-rzekła mama szybko zmieniając temat.
-Tak...
-To dobrze.-mówiła dalej,zabierając walizkę i schodząc na dół.-I jeszcze jedno.To,że wyjeżdżamy nie oznacza jakiś luzów.Grzecznie chodzisz do szkoły i powoli nadrabiasz zaległości.
-Tak mamo.-powiedziałam posłusznie i spuściłam głowę na dół.Moje typowe zagranie i tym razem zadziałało,bo mocno mnie do siebie przytuliła.Zrobiło mi się jakoś lżej.Wtulona w jej włosy,czułam zapach jej ulubionych perfum.-Przepraszam.
-Ja też cię przepraszam.Nie zachowałam się wzorowo.Zrozum,muszę mieć cię na oku,bo przechodzisz okres buntu.Nadwyrężyłaś moje zaufanie.
-Wiem,tak bardzo cię za to przepraszam.-Myślałam,że zaraz się rozpłaczę.Nigdy nie potrafiłam się z nią pokłócić i zostawić tego w spokoju.
-A teraz już głowa do góry.Będzie dobrze.
-Będzie...Trzymam za ciebie kciuki mamo....


Po pożegnaniu się z mamą i zatańczeniu tańca zwycięzcy,z okazji wyjazdu rodziców i pogodzenia się z rodzicielką,musiałam odebrać telefon.Na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer.Pomyślałam,że jeżeli to z obsługi klienta to rozłączę się w stylu mojej babci,mówiąc,że nic nie rozumiem.Nie była to jednak upierdliwa pani z sieci telefonicznej.
-Halo?
-Halo?Daria?-dosyć znajomy męski głos zadaje pytanie a ja poza zwykłym "tak" nie wiem co odpowiedzieć...-Uff,czyli dobrze przepisałem numer.Z tej strony Anders...
-Fannis?-zadając to pytanie wolałam się upewnić.Mnogość różnego rodzaju Andersów w Norwegi jest ogromna.
-Tak,Fannis.Posłuchaj mam pytanie.Nie ma może u ciebie Klary?
-Nie,nie spotykamy się u mnie.
-A nie wiesz może gdzie może być?Dzwonię,piszę,próbuję się z nią spotkać ale nie mam zielonego pojęcia,gdzie ona się podziewa.-siła determinacji w jego głosie napawała strachem.
-Anders posłuchaj,nie mogę ci nic powiedzieć.
-Proszę.To dla mnie mega ważne.Jesteś jej przyjaciółką,co nie?Na pewno mówiła ci co będzie robić.
-Tak,jest moją przyjaciółką i obiecałam jej,że nie powiem nikomu nic o We..-ugryzłam się w język-znaczy o naszych wspólnych sekretach.
-A jak cię ładnie poproszę i załatwię takie fajne wejściówki na konkurs w Vikersund.-Brzmiało kusząc,ale nie sprzedałam tak ważnych i niezwykle delikatnych informacji dla jakiś tam fajnych wejściówek.
-Nie Fannis.Nic już nie mów!Nie powiem ani słowa!Szukaj a znajdziesz.-Po tej zachęcie rozłączyłam się.


Następnego dnia po raz kolejny Forfang spełnił "rozkazy" trenera.Sądząc po ostatniej poprawie naszych kontaktów spodziewałam się mile spędzonego czasu.Niestety już na samym początku wszystko poszło w złą stronę.Nawet go nie zauważyłam.Sam musiał dać znak życia.
-Hej,hej!Nie widzisz mnie czy nie chcesz mnie widzieć?-wołał w moją stronę.Odwracając się zobaczyłam tego samego zakapturzonego Forfanga w okularach przeciwsłonecznych.
-Forfang?-nie potrafiłam ukryć zdziwienia.-Raczej czy ty coś widzisz w tych goglach?
-Wszystko a nawet jeszcze więcej złotko.-jednym ruchem ręki ściągnął je z przed oczu i zrobił falisty ruch brwiami.
-Aaaaa,rozumiem okulary z rentgenem?-powiedziałam naśladując jego ton głosu i zmałpowałam jego ruch brwiami
-Nie?Dziwna jesteś.Nie ma okularów z rentgenem!Pfu,też mi żart.
-To,że jestem dziwna to żadna dla mnie obraza.Wiele osób mi to mówi,ale nie nie jestem idiotką i wiem...
-Tak,tak,tak,Tak!Skończmy ten temat.Nie chcę sobie psuć nastroju.-z powrotem założył okulary i dumnie ruszył do przodu.
-Wiesz co,nie wyglądasz zbyt poważnie.
-Niby dlaczego?
-Okulary przeciwsłoneczne w zimie?Wyglądasz jak wariat!To tak jakby założyć kask i jechać samochodem.
-Ładnemu we wszystkim do twarzy.A poza tym jak się stajesz sławnym to okulary przeciwsłoneczne to podstawa.
-Tak słyszałam,że jedziesz na mistrzostwa,ale to nie robi z ciebie celebryty.Miałam ci nawet pogratulować,ale sobie to chyba daruję.-przyśpieszyłam kroku zostawiając gwiazdkę z tyłu.
-Hej,gdzie tak pędzisz czekaj!-podbiegł do mnie i znowu szliśmy obok siebie.-Nie psuj miłej atmosfery!
-Miłej atmosfery?To,że pojedziesz do Falun i mówią o tym wszystkie stacje telewizyjne to jeszcze nic nie znaczy.
-A co znaczy hę?
-To,że nie oddałeś tam jeszcze ani jednego skoku i nie wiadomo czy będziesz w czwórce trenera a zachowujesz się tak jakbyś został podwójnym mistrzem świata!-wykrzyczałam mu to w twarz przy tym machając rękami.On jednak złapał mnie za dłonie i przycisnął do najbliższego drzewa swoim ciężarem.
-Hej,ciiii.Proszę,nie róbmy kroku wstecz.
-Już zrobiliśmy!-krzyczałam
-To to naprawmy.-czekał na moją reakcję.Ciemnozielone oczy zakryte równie ciemnymi okularami patrzyły się na mnie...
-Puść moje ręce!
-Nie!
-To boli!-natychmiast rozluźnił palce.Odepchnęłam go z całej siły.
-Proszę,nie chcę się z tobą kłócić.
Byłam już kilkanaście kroków przed nim,ale zatrzymałam się,odwróciłam i dodałam:
-Zrobiliśmy krok w tył nieodwracalnie.-Nic nie odpowiedział,nie widziałam jego zachowania,po prostu poszłam przed siebie.


Johann 

Poszła.Czy ja jestem aż takim idiotą?Wiedziałem,że te niby "rady" chłopaków o gwiazdorzeniu to nędzny niewypał."Bądź pewny siebie,to ty jesteś teraz na topie".Tak pewnie.Oczywiście,że wyglądam jak palant w tych okularach.Po co ja ich słuchałem?Mam dwie lewe ręce i zawsze wszystko spieprzę.Muszę ściągnąć to dziadostwo z nosa,bo oszaleje.A macie,już nie istniejecie!Kopię,deptam po nich byle zniknęły.

-Chłopcze,opanuj się.-odwracam się i widzę starszego pana trzymającego rękę na moim ramieniu.Robi mi się wstyd,że zachowuję się tak publicznie,a co za tym idzie,wszyscy to widzą.
-Ja...ja...-gubię się w słowach,robi mi się gorąco-ja już idę.
Ruszam prędko do przodu.Nie zwalniam kroku.Mam dość moich niby partnerów z drużyny,którzy chcą najwyraźniej zrobić mi na złość.
Energicznie otwieram drzwi do pokoju hotelowego całkowicie zapominając o Tomie.Głośno trzaskam i szukam torby z rzeczami na trening.Przy okazji nie zauważam stojącego w samym szlafroku Hilde,który natychmiast wypytuje mnie o przyczyny porannej nieobecności.
-Gdzie był nasz mały Johannek?-ironicznie się uśmiecha.Czuje,że nie mam nastroju na żarty.Nie odpowiadam na jego zaczepkę.Sprawdzam czy mam wszystko,bo dzisiaj oddajemy ostatnie skoki treningowe.Tom jednak nie odpuszcza:-Ojoj,nasz mały juniorek nie ma humoru.-mówi do mnie jak matka do dziecka,aby w końcu zjadło warzywa.Próbuję jak najszybciej zmienić przebieg rozmowy.
-Człowieku ty wiesz,która jest godzina?Przed treningiem mamy jeszcze spotkanie z trenerem na skoczni,a ty jeszcze siedzisz jak pan w szlafroku!-mój moralizujący ton głosy wcale nie polepsza sytuacji...
-Dobrze tato!-odpowiada trzepocząc rzęsami a ja spoglądam na niego z wyrzutem.-A raczej mamo!.-za to dostaje ode mnie poduszką.
-Rób co chcesz ja spadam.-biorę torbę i zatrzaskuję za sobą drzwi.W hotelu panuje niezłe zamieszanie,bo już wieczorem przyjeżdża kadra Słowenii na czele z Janusem i Prevcem.
Narzucone przeze mnie tempo chodu powoduje,że czuję się żywszy.Zimne powietrze przyjemnie szczypie mnie w nos i policzki.Za to kocham Norwegię.Za te jedyne w swoim rodzaju urokliwe zimy!
Jestem już na terenie skoczni.Przykładam czip do czytnika.Drzwi odblokowują się,a przede mną już tylko kilka metrów do sali,w której ma odbyć się spotkanie.Wchodzę i siadam na miejscu obok Phillipa.Jesteśmy już prawie w komplecie.Oprócz trenera i Toma są wszyscy.Jak Hilde się spóźni to Stoeckl będzie cały dzień w złym humorze i nawet nieoficjalny nowy rekord świata go nie zadowoli!Trener wchodzi...nie on nie wchodzi,on wkracza.Tak,a więc trener wkracza a za nim przybiega zdyszany Hilde.Stoeckl przymyka oko na minimalnie spóźnionego Toma,najwyraźniej jest w dobrym nastroju.Świadczy o tym chociażby jego uśmiech na twarzy.Od razu przechodzi do rzeczy:
-Witajcie chłopcy!Mam nadzieję,że dobrze się spało.-Nikt nie śmie nawet pisnąć słowa.Gdy Stoeckl jest w dobrym nastroju trzeba go po prostu słuchać.To samo tycze się również złego nastroju...Kontynuował:
-Skoro mamy wybranych już naszych szczęśliwców na mistrzostwa,możemy skupić się na tym weekendzie.Startujemy przed własną publicznością,na najpiękniejszej mamuciej skoczni na świecie.-Nastała chwila ciszy.Szkoleniowiec wbił wzrok na okno,a raczej na tym co było za:Vikersundbakken,po czym wraca do tematu.-Chłopcy czuję,że padnie tutaj nowy rekord świata.Ale...nie możemy pozwolić,aby jacyś Słoweńcy,Niemcy czy Austriacy nam go zabrali!Ma on zostać tutaj w Norwegi,w ojczyźnie skoków narciarskich.-Kto by pomyślał,że zawsze zimny i surowy Alexander Stoeckl w przeciągu kilku chwil wygląda jakby miał się rozpłakać...-Przepraszam chłopcy,po prostu w ten weekend będzie niezła walka.Ja to czuję i chcę was na to przygotować.Nie myślcie sobie,że skoro już wszystko pozamiatane to nie trzeba się starać.Absurd!Macie dać z siebie wszystko,całe 100% a może i więcej...Ja widzę komu zależy,a komu nie.Jesteście czołówką i pokażcie,że wasza praca nie idzie na marne.-Wszyscy zamyśleni,analizują słowa trenera.Po minutowej pauzie Stoeckl sprowadza nas na ziemię:-Tyle chciałem wam przekazać.Teraz trening.Anders-zwraca się do Fannisa-poprowadzi rozgrzewkę.Do roboty!
Bieg,ćwiczenia rozciągające i wisienka na torcie-skoki!Zasiadam na belce.Tutaj na samej górze serce bije szybciej,a w brzuchu czuje się motyle.Widok miasteczka Vikersund,zaśnieżonego Vikersund nie może równać się z niczym innym.Dla każdego norweskiego skoczka liczą się dwie rzeczy Holmenkollen i loty narciarskie.Te dwie tradycje,które pielęgnujemy od najmłodszych lat i,do których dążymy przez całe życie,aby stać się najlepszymi.Ehhh...gdyby zza chmur zechciałoby wyjść słońce czułbym się jeszcze bardziej spełniony.Ciekawe gdzie mieszka ta mała złośnica?No może już nie taka mała...ale złośnica.Z resztą co mi do tego?!I tak już jej pewnie nie zobaczę więc...Przygryzam dolną wargę w oczekiwaniu na znak trenera upoważniający mnie do oddania skoku.Upoważniający,jak to pięknie brzmi.Tak to już jest,absolutnie żadnej samowolki.Jest!Alex energicznie macha chorągiewką.Nawet nie wiem kiedy wylądowałem!Wszystko poszło jak z automatu.Wow,210,5 metra!

Oddaję ostatni skok.Kolejny powyżej granicy 200 metrów.Trybuny jeszcze świecą pustkami,ale już jutro będzie tutaj głośno i tłoczno.Będzie zajebiście!
W ramach releksu postanowiłem zgodzić się na jęki Fannisa i ulżyć mu w cierpieniu.Tak,gramy w ping-ponga.Punkt za punkt,punkt za punkt.Stjernen beznamiętnie dyktuje wynik.
-12-11 dla Johanna,12-12,13-12 dla Andersa,13-13,przewaga Johanna,równowaga.O rety!Kończcie już!!!
Łatwo mu mówić.Wygrać z Fannisem w ping-ponga to tak jakby znokautować Kliczko.Niewykonalne,a jednak jestem tak blisko.Anders pokazuje mi,żebyśmy zrobili chwile przerwy.Nie kłócę się z nim.Siadam obok Fannisa wsłuchanego w rozmowę Stoeckla i Klary.Wynika z niej,że nie będzie jej na konkursie.Wściekły Fannemel wychodzi z sali.
-Wygrałeś walkowerem.-informuje mnie Stjernen.
-Takie zwycięstwo to nie zwycięstwo.
-Ale zwycięstwo!

W drodze powrotnej do hotelu wdaję się w rozmowę z Sjoeenem.Tematem jest nieobecność Klary na zawodach.Jak te wieści szybko się rozchodzą...
-Wiesz co-zaczynam-Anders nie da sobie rady.
-Niby czemu?To profesjonalista,musi radzić sobie z każdą sytuacją!
-Ale bez niej?To może być masakra!Alex powinien coś zrobić.Przecież wszyscy widzą jak ona na niego działa.
-Ach te kobiety!Z nimi źle ale bez nich jeszcze gorzej...


Daria


"Pieprzona gwiazdka się znalazła!"-myślałam.Forfang zachowywał się gorzej niż baba.Raz udawał,że ma mnie gdzieś i powinnam mu na kolanach dziękować za to,że po mnie przyszedł,drugim razem to on mnie błagał na kolanach,żebym to ja z nim szła."Hmm,ja też się tak zachowywałam a on był nieustępliwy.No ale,jak on to powiedział,hormony?Więc jestem usprawiedliwiona"-tak próbowałam zwalać na jego winę.Jednak wcześniej nie sądziłam,że nasze drogi na tak długo się skrzyżują.

Po zdaniu relacji mamie przez telefon,jak spędziłam dzień,czy byłam w szkole i tym podobne położyłam się spać z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na czole:Czy on jutro przyjdzie?Szczerze,miałam taką nadzieję.Lubiłam się z nim droczyć i balansować pomiędzy defensywą i ofensywą,ale chyba zapadłabym się pod ziemie,gdybym go spotkała.Moje obawy zostały jednak rozwiane.Czekałam na "naszej" ławce.Zakreślałam różne wzory matematyczne na warstwie śniegu tak w ramach powtórzenia przed zaległym sprawdzianem,gdy czyjeś dłonie zasłoniły mi oczy.Jakże znajomy głos szepnął mi do ucha:
-Akuku.
Gdy tylko odwróciłam głowę w prawo ujrzałam siedzącego obok mnie Svena.
-Sven?Co ty tu robisz?Przecież to nie twoja trasa do szkoły!
-Postanowiłem ją trochę ulepszyć.Nie cieszysz się,że mnie widzisz?-typowy skromny Sven zadał mi pytanie a ja zdezorientowana mu odpowiedziałam.
-Cieszę...?-cicho odrzekłam lecz bez przekonania,szukając samej siebie gdzieś tam zagubionej...-Tak cieszę się!-wypowiedziałam już głośniej i pewniej.-Bardzo się cieszę.Więc chodźmy!-szybko wstałam,a on razem ze mną szczęśliwy z mojej odpowiedzi.

Wieczór spędziłam z Klarą.Opowiadała mi o spotkaniach z Wellingerem,jak świetnie się bawią będąc razem.Wolałam nic nie mówić,ale strasznie żal mi było Andersa.Szukał jej po całym Vikersund a ona z Wellim.Mogła mu to powiedzieć.Uznałam jednak,że nie należy wtrącać się do niczyich relacji,damsko-męskich na dodatek,nawet jeżeli jest to moja przyjaciółka.Zebrałam się jednak na odwagę,aby coś tam naburknąć na ten temat:
-Klara...
-Tak?-zapytała jak zwykle żywo i z ciepłym uśmiechem.To trochę mnie speszyło.
-Bo...-szukałam odpowiedniego rozpoczęcia rozmowy.Nie za delikatnie i nie za ostro-Anders dzwonił do mnie i pytał się o ciebie...-nie zdążyłam nawet dokończyć,bo to poddenerwowana Klara zaczęła mnie wypytywać:
-Chyba mu nie powiedziałaś,że jestem u Andiego?!-to zupełnie wybiło mnie z rytmu.Co ja się znam na związkach?Nic totalnie nic!Lepiej było zupełnie zakończyć sprawę.
-Owszem próbował mnie przekupić,ale...
-Ale?-aż wstała z łóżka i zbliżyła się do mnie ze złowrogą miną.
-Ale...-wbiłam swoje spojrzenie w podłogę i zaczęłam pewniej.-Ale jestem twoją przyjaciółką i nie powiedziałam mu ani jednego słowa!-poczułam,że ktoś wiesza mi się na szyi.
-Jesteś kochana!-te słowa całkowicie mnie udobruchały.Postanowiłam już nic nie mówić na temat tego co myślę.Czasami nie warto.Wróciłam do domu wcześniej niż zakładałam,ale to pozwoliło mi wcześniej położyć się spać.Niestety mój senny maraton został przerwany telefonem od taty.
-Halo?
-Halo,wstawaj już późno-momentalnie spojrzałam na wiszący na ścianie zegar jednak nic nie potrafiłam zobaczyć-wpół do dziewiątej!-wyręczył mnie tata.
-Proszę daj mi spokój to przecież środek nocy!-z powrotem opadłam na poduszkę
-Zabalowało się co?
-Tak,tak oczywiście-rzekłam już powoli odpływając do krainy snów i koszmarów.
-Posłuchaj-od niechcenia otwarłam oczy-wstań i pójdź do naszej sypialni.
-Naszej?-gdy jest się jedną nogą w krainie Morfeusza to bywa,że nawet najprostsze rzeczy bywają niewykonalne.
-No do mojej i mamy w sensie.Coraz gorzej z tobą córciu.
-Teraz?Nie chcę mi się!-powiedziałam mu oburzona.
-Wstawaj!-rzekł srogo i słodko dodał:-Nie pożałujesz.
-Już się boję.-wycedziłam wstając z łożka.Popchnęłam drzwi do pokoju rodziców.-Nom jestem.
-Na etażerce od mojej strony jest taka książka.
-Czekaj,która strona jest twoja?-zapytałam choć doskonale wiedziałam i już miałam swój cel na oku.
-Prawa.
-Ale moja prawa czy twoja prawa.-uwielbiam się z nim droczyć.Tak jak z Forfangiem...
-Przecież masz tylko jedną prawą stronę.To ta druga lewa!
-Dobra już mam nie rób ze mnie blondynki!-wzięłam w wolną rękę grubą książkę.-To ta "Architekura wnętrz i..
-Tak dokładnie "Architektura wnętrz i ogrodów"-gdy wypowiadał te słowa popatrzyłam do środka.Myślałam,że będą tam jakieś fajne zdjęcia jak bywa w katalogach.Zdziwiłam się jednak bardzo:
-Fuuu!Nie ma obrazków!
-Jak tu z ciebie nie robić blondynki!Otwórz ją i...
-Ale takie książki powinny być z obrazkami!Czekaj,coś wypadło!
-To podnieś,bo o to mi właśnie chodziło.-odłożyłam książkę z powrotem na miejsce i podniosłam cztery...chyba bilety.-Masz?
-Mam.Czekaj...-przyjrzałam się dokładniej i:-przecież to bilety na konkurs w Vikersund!
-Tak!Na dziś i na jutro!
-Ale są cztery.
-Myślałem,że pójdziemy razem,ale wyszło jak wyszło.Jeżeli chcesz to możesz iść sama lub drugą osobą.
-Uuuuu dziękuję tato!
-Proszę.Muszę już kończyć.Pa.
-PAAAAAAAAAAAAAA!
Cieszyłam się,bo szczerze miałam obejrzeć zawody w telewizji a Klara miała być z Andim.Pierwsze co nasunęło mi się na myśl to to,że pójdę ze Svenem,ale to mogło by brzmieć jak randka.Potem pomyślałam o Agnes,może i za sobą nie przepadamy,ale warto spróbować to naprawić.Dzwoniłam do niej,ale nie odbierała.W końcu wyszło tak,że poszłam sama.Miałam sporo szczęścia,bo zauważył mnie Stjernen i przyprowadził do miejsca gdzie stoją tylko skoczkowie i członkowie kadry.Miałam doskonały widok nie tylko na skoki,ale też na samych zawodników.Szkoda,że nie było Gregora... Przechodził obok mnie każdy uczestnik konkursu.Zdążyłam porobić sobie sporo zdjęć.Po swoim skoku przechodził obok mnie też Forfang.Gdy tylko go zauważyłam odwróciłam się i udawałam,że czegoś szukam.
Stałam niezadowolona,bo Prevc zdążył poprawić rekord świata.Fannis oddał pierwszy skok dobry,ale bez tego błysku.Bałam się,że jest to spowodowane brakiem Klary.Pod koniec drugiej serii stał się cud.Do vipowskiego sektora wpadła Klara z ogromną flagą Norwegii.Przybyła w idealnym momencie,ponieważ na belce zasiadał właśnie Anders.Nie wiem czy ją widział,ale jej obecność poskutkowała nowym rekordem świata!Do Fannisa podbiegli wszyscy skoczkowie z kadry Norweskiej.Podnosili go,krzyczeli.Podbiegła do niego również Klara.Pocałowali się..."Miłość"-pomyślałam.

Johann 

Całkiem porządny skok.Objąłem prowadzenie.Awans do drugiej serii mam w kieszeni.Podaję narty asystentowi trenera i biorę od niego swoją torbę.Oglądam się wkoło.Mnóstwo norweskich kibiców i...czy mnie oczy mylą?Daria?

-Całkiem przyzwoity skok.Mógł być dłuższy,bo minimalnie go spóźniłeś pamiętaj o...-Daniel obowiązkowo musi "skomentować".Tak jest zawsze....Zapominam jednak o naszej umowie.Spoglądam w jej stronę i utwierdzam się w przekonaniu,że to jednak ona.Właśnie robi sobie zdjęcie z Kasaim.Nasze spojrzenia krzyżują się dosłownie na mikrosekundę bo...czy ona upadła?Chcę jej pomóc,ale Daniel trzyma mnie przy sobie.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?-odwracam głowę w jego kierunku i odpowiadam:
-Tak.-po czym z powrotem kieruję na nią spojrzenie.Ku mojemu zdziwieniu ona wcale nie upadła tylko...zaraz co ona robi?Czy ona czegoś szuka?Wstaje i znowu patrzy w moją stronę i znowu czegoś szuka po ziemi.Co ona odwala?
-Johann!-Daniel krzyczy na mnie i przesuwa w swoim kierunku.-Na co się tak gapisz?Słuchaj!

Daria 

Po konkursie siedziałyśmy z Klarą w jej pokoju.Ja jak to ja zawsze po konkursie przeglądam wszelakie portale i strony,w celu znalezienia ciekawych informacji.Taka moja mała mania.Wchodząc na Youtube pośród najczęściej oglądanych filmów był ten,w którym Fannis pocałował Klarę.

-Patrz!-powiedziałam jej podsuwając telefon przed nos.-Lepiej zobacz komentarze.
-Wszystkie są po norwesku.-roześmiała się.
-Haha,zapomniałam.To ja ci jakiś przeczytam...o ten będzie niezły:Co to za lala?A teraz na pocieszenie:Uuuu,ładna,albo:Może nam Fannis zmądrzeje.I takie tam inne.To tylko kilka.
-Szczerze to nie wiem dlaczego inni interesują się tak zaciekle życiem innych?
-Bo nie mają własnego...
Naszą rozmowę przerwał dzwoniący telefon Klary.Pomyślałam o Andim,ale było to błędne skojarzenie,ponieważ moja przyjaciółka krzyczała coś w nieznanym mi języku,Gdy skończyła z oczu pociekły jej łzy.Nie wiedziałam o co chodzi,ale nie mogłam patrzeć na to co się dzieje.
-To była chyba niezbyt miła rozmowa...-zaczęłam
-To był ojciec.
-Ojciec?
-Tak.Powiedział,że już się przed nim nie ukryję i...-kolejna dawka łez powstrzymała Klarę od wypowiedzenia następnego zdania.Choć nic z tego nie rozumiałam,to z własnego doświadczenia wiem,że czasami warto się wygadać.
-Ciiii-mocno ją do siebie przytuliłam i zachęciłam do szczerej rozmowy.Opowiedziała mi dokładnie o konkursie w Zakopanem,poznaniu Fannemela,kopercie,kłótni z matką,Wellingerze i o tym,że od pory ucieczki nie dała rodzinie znaku życia,a jej ojciec jest już w drodze do Norwegii.
Totalnie nie wiedziałam co powiedzieć.Sądziłam,że takie sytuacje zdarzają  się tylko w filmach.Najwyraźniej się myliłam.Do pokoju wpadł roześmiany od ucha do ucha Fannis,jednak gdy zobaczył Klarę mina szybko mu zrzedła...
-Co się stało?-zapytał
-Ojciec Klary chce ją z powrotem zabrać do Polski.
-Ojciec?-najwyraźniej Anders wiedział tyle samo co ja przed chwilą.
-Ty nic nie wiesz?
-Nie!
-Klara zanim tu przyjechała zerwała kontakt z rodziną.Oni nawet nie wiedzieli,gdzie wyjechała,ale najwyraźniej obejrzeli dzisiejszy konkurs i się dowiedzieli.
Na twarzy mojego rodaka zagościło zdziwienie i zamyślenie.
-Wstań i chodź ze mną,a mam nadzieję,że nie pożałujesz.-wypowiedziane przez niego słowa spowodowały,że wewnątrz mnie się zagotowało!
-Anders to poważna sprawa!Nie wygłupiaj się tylko wymyśl jak możemy jej pomóc!-moje uniesienie nie poskutkowało.
-Ale ja mówię całkiem poważnie!Znam kogoś kto w tej sytuacji będzie niezastąpiony.
Klara wstała i złapała Andersa za rękę.On dał znak abym szła za nimi.Gdy tylko podeszliśmy pod to "wspaniałomyślne" miejsce Fannisa myślałam,że się przewrócę.
-No lepiej wybrać nie mogłeś!Niby co Tom może poradzić w tej sytuacji?!-byłam wściekła.Moja jedyna przyjaciółka zaraz może zostać zagarnięta jak jakiś bagaż z powrotem do Polski,a pan Fannis myśli,że Tom rzeczywiście wymyśli coś sensownego.Anders jednak gdyby nigdy nic wchodzi do pokoju krzycząc:
-Hilde mamy problem!
Wchodząc do pokoju Toma i chyba kogoś tam jeszcze.Nie miałam pojęcia kogo,ale sądząc po schludnie zaścielonym łóżko i w miarę uporządkowanie poukładane rzeczy,to musiał być to ktoś o wprost odwrotnie proporcjonalnej osobowości niż Hilde.Tom zaczął mówić coś o jakiejś gąbce Andersa.Nie wiem,ciężko jest ich ogarnąć,gdy ma się na głowie Ojca Klary!
Po jeszcze raz opowiedzianej historii mojej przyjaciółki Tom założył babcine okulary i trzeba powiedzieć,że wymyślił może nie zupełnie prosty,ale z pewnością chytry plan.Wyglądał on następująco:
Jakiś tajemniczy as z rękawa Toma miał namówić Stoeckla,aby poudawał norweskiego wujka Klary i pozałatwiał sprawy związane ze szkołą.Potem doszedł do wniosku,że w Vikersund i okolicy jest zbyt dożo hoteli,aby namierzyć Klarę.I zaraz jak on się wysłowił...:"jego pokolenie nie zna angielskiego"-chodziło o ojca Klary oczywiście,a nie o Stoeckla.
Muszę przyznać,że Hilde z pozoru nie wygląda i nie zachowuje się jak Albert Einstein,ale,gdy tylko zajdzie potrzeba potrafi zachować zimną krew i uknuć coś naprawdę MĄDREGO.

Johann 

Dziesiąte miejsce...całkiem nieźle.Wiem,że na treningach szło mi lepiej,ale ten pierwszy skok rzeczywiście był trochę spóźniony.Jest ciemno,po ulicy chodzi masa kibiców wiwatujących Fannemela i jego 251,5 metra.Mimo iż jestem skoczkiem nikt mnie nie zauważa.może dlatego,że jest ciemno a ja jak zwykle ukrywam się pod kapturem?

Drzwi do pokoju były otwarte,bo Hilde oczywiście nigdy nie potrafi przekręcić klucza.Ze względu na jutrzejszy konkurs mój współlokator grzecznie spał.Gdyby jutro był dzień wolny z pewnością jego łóżko świeciłoby pustką.W pokoju był ogromny burdel.Pełno śmieci i nieprzyjemny zapach.Świadczyło to o obecności teampartnerów.Z pewnością wszyscy tutaj przesiadywali i bardzo skromnie opijali sukces Andersa.Wielka impreza będzie dopiero jutro...Ja musiałem spotkać się z Danielem i "porozmawiać".Tak ta rozmowa miała wyglądać jak pogawędka brata z bratem,a wyszło jak wyszło.Danielek komentował moją pozycje najazdową,wybicie,lot,lądowanie,telemark...Jak zwykle prawił morały.Czasami mam ochotę powiedzieć mu co o nim myślę,ale powstrzymują mnie wspomnienia.To przez niego zacząłem interesować się skokami i trenować.To on dawał mi wszystkie rady i wskazówki.No ale ludzie!Teraz mam przy sobie najlepiej wykwalifikowanych szkoleniowców w kraju,a Daniel niech patrzy z dumą i chwali się,że to przez niego jestem gdzie jestem!Całe szczęście jutro rano z powrotem wyjeżdża do Trondheim i konkurs obejrzy w telewizji,a uwagi zatrzyma dla siebie.Po gorącym prysznicu czuję się odprężony i gotowy na jutrzejszy dzień.Kładę się na łóżku i szczelnie przykrywam kołdrą.Na sen nie muszę czekać długo.


Następnego dnia... 

Budzik nastawiony na 7:30 dzwoni punktualnie o tej godzinie.To idealna pora na wygrzebanie się z łóżka przed popołudniowym konkursem.Spokojnie zjem śniadanie,pójdę na odprawę,skoczę na treningu i kwalifikacjach.Jak zwykle rano pierwszym kierunkiem jest łazienka,z której wylatuje Tom.Trudno ukryć zdziwienie.Wiecznie spóźnialski Hilde wstał wcześniej ode mnie i jest całkiem miły.
-Dzień dobry Johann!-chyba pierwszy raz powiedział do mnie Johann a nie Juniorek czy młody.
-Yyyy,cześć Tom.-odpowiadam mu przywitaniem z lekkim zdezorientowaniem.
Po wyjściu z łazienki mój starszy kolega cierpliwie na mnie czeka.Nie zwracam na to uwagi tylko ruszam w stronę wyjścia.On jak cień podąża za mną.Schodzę na dół do bufetu i przy okazji zastanawiam się nad śniadaniem.Nie mam zbyt wielu możliwości.Dzisiaj konkurs i muszę przestrzegać zasad diety.Tom jak błyskawica wyprzedza mnie i szykuje się do nabierania śniadania.Moje,jak zwykle o tej porze,ociężałe ruchy powodują,że nie jestem najszybszym łowcą.Hilde siedzi przy okrągłym stole z dwoma porcjami posiłku.Odsuwa krzesło i wskazuje palcem na wolne miejsce.Siadam może lekko poddenerwowany,ale siadam.Tom przysuwa do mnie talerz.Nie potrafię potraktować tego milczeniem.
-Nie zatrute?
-No co ty!Miałbym otruć przyszłą gwiazdę skoków narciarskich?
Przez chwilę żaden z nas nie mówi ani słowa.Tom po kilku minutach zaczyna rozmowę:
-Mam do ciebie sprawę.
-Sprawę?Do mnie?
-Tak,niech ci będzie przysługę.-uśmiecham się.Czuję,że mam go w garści.Tom Hilde właśnie poprosił mnie o przysługę!
-Kontynuuj...
-A więc,nie wiem czy słyszałeś,ale być może Klary już nie będzie pośród nas.-Pierwsza moja myśl to choroba.Próbuję coś wtrącić ale Hilde powstrzymuje mnie ruchem ręki.-Słuchaj.Ty wiesz,ja wiem,że jak jej nie będzie to Fannis nam się załamie i już nigdy nie skoczy dalej niż na bulę-kiwam głową na znak racji-No właśnie!I ty musisz nam pomóc w akcji P.E.G.A.Z.
-W akcji co?-powstrzymuję się od śmiechu.
-P.E.G.A.Z!-powtarza głośniej Hilde.-Od razu ci mówię to nie ja wymyśliłem nazwę tylko Stjernen a ty jesteś kluczem do rozwiązania tej niesamowicie skomplikowanej sytuacji!
-Czekaj.-wybucham trzy sekundowym śmiechem i mówię dalej:-Od początku i powoli.Dlaczego Klary nie miałoby być z nami?
-Jej ojciec powiedział,że po nią przyjedzie,zabierze z powrotem do Polski,bo uciekła z domu.-Hilde i jego przyśpieszenie x64.Jedno jest pewne jeżeli ona wyjedzie to po nas.Znaczy po Andersu.
-Tak.
-Co tak?-Tom i jego granice cierpliwości nie są największe.
-Tak,czuję się zobowiązany pomóc tej pięknej młodej parze i kadrze przy okazji...
-Świetnie-przerywa Tom wręczając mi małą doszczętnie zapisaną karteczkę-to powiesz Stoecklowi.Chodźmy!
-Czekaj!-studzę zapał Toma.-Muszę to przepisać!
-Gdzie niby?!
-Tutaj.-wskazuję na wewnętrzną stronę dłoni.-Daj długopis.
-A niby skąd ja ci wezmę o tej porze długopis.-Macham bezradnie ramionami i udaję,że wracam do pokoju.Hilde jednak gorączkowo mnie zatrzymuje.Robi maślane oczka do kelnerki i zaraz przynosi coś do pisania.Szybko notuję i ogłaszam swoją gotowość.On ciągnie i popędza mnie.Podchodzimy pod pokój trenera.Jest tam cała gromadka osób.Fannis,Stjernen i....Daria,która nakłada na głowę kaptur i chowa się za Klarą.Ze zdziwienia przekręcam głowę w bok,ale znowu moje obserwacje i knucie wniosków poszły na marne,bo Hilde wpycha mnie do pokoju Stoeckla.Za mną stoi cała procesja a przede mną rozwścieczony trener.
-Co się stało?Johann proszę wyjaśnić mi o co tutaj chodzi!-robię wielkie oczy,ale w porę przypominam sobie cel naszej,w tym wypadku mojej wizyty.
-Bo dowiedzieliśmy się,że Klara przez pobyt tutaj zaniedbuje szkołę,a dzięki niej potrafimy bardziej zmobilizować się i-na tym kończy się wykuta na pamięć rola.Ukradkiem spoglądam na dłoń i odczytuję kolejne zdania.Staram się to zrobić z uczuciem.Poskutkowało,bo trener trochę zmiękł.Albo może dlatego,że Hilde miał na niego haka w postaci jakiś zdjęć na telefonie.Nie wiem.Ważne,że się zgodził,ja starałem zrobić wszystko jak najlepiej i jestem z siebie zadowolony,a Klara ma kłopot z głowy.Teraz trzeba myśleć o konkursie. 

Siadam na belce.Tłum norweskich kibiców na dole skoczki daje o sobie znać.Czuję ogromną presję.Po pierwszej serii zajmuję 6 lokatę.Kolejny wynik w pierwszej dziesiątce bardzo by mi się przydał.Nie myśl o wyniku,nie myśl o wyniku.Nie myśl o tym,na którym będziesz miejscu,bo to jest twój największy wróg!Zielone światło.Stoeckl natychmiast daje mi znak,aby zacząć robotę.To oznacza,że są dobre warunki.W głowie natychmiast pojawia mi się schemat idealnego skoku,jaki tak mozolnie ćwiczyłem na treningach.Odpycham się od belki,składam do pozycji najazdowej pamiętając o odpowiednim balansie,aby uzyskać jak największą prędkość na progu.Wybicie,nie za bardzo w lewo,nie za bardzo w prawo.Idealnie, czuję to!Rozkładam ręce,napinam ciało i łapie każdy podmuch powietrza.Mijam czerwoną linie oznaczając punkt konstrukcyjny.200 metrów już za mną.Jeszcze jeden niewielki powiew wiatru i składam się do lądowania.Muszę to zrobić idealnie,aby uzyskać jak najwyższe noty za styl.Pewnie wylądowany skok z głębokim telemarkiem.Wszystko poszło zgodnie z planem-idealnie.Wylądowałem pośrodku dwóch czerwonych linii.Unoszę rękę w geście triumfu.Przybijam piątkę z Tomem.219 metrów!Na telebimie widzę ogromną radość Alexa.Kątem oka spoglądam na tablicę wyników.Same dziewiętnastki,jedna osiemnaści i dziewiętnaście i pół.Zmieniam Rune na stanowisku lidera.Eisenbichler psuje skok,to samo robi Stjernen.Prevc dostaje mocny podmuch z tyłu skoczni i musi się ratować lądując w okolicy setnego metra.A ja właśnie uświadamiam sobie,że bez względu na to,co zrobi Fannis i Severin ja stanę na podium!Otrzymuję gratulacje od Toma,Rune,Daniela i Phillipa.Nie wierzę...To mały krok dla skoków narciarskich,ale wielki skok dla Johanna Frofanga-ot tak bym to nazwał!Bez wątpienia jest to najszczęśliwszy dzień w moim życiu.

Daria 

Co to był za konkurs!Najlepszy,najpiękniejszy,najdoskonalszy po prostu naj...Gdy Forfang-ulubieniec trenera,namówił Stoeckla,aby ten poudawał wujka atmosfera zdecydowanie się polepszyła.Nikt nie myślał o złym wkraczającym ojcu Klary,który ma ją w garści,tylko o świetnej zabawie.Atmosfera na skoczni była niesamowita,tłumy kibiców i my z Klarą w vipowskiej loży,namówiłam ojca żebym nie szła na następny dzień do szkoły...Jedyne czego mi brakowało to obecności Gregora.No cóż,nie można mieć wszystkiego...Starałam ukrywać się przed Forfangiem za każdym razem,gdy do nas się zbliżał.Sama sobie zadawałam pytanie dlaczego.Być może dlatego,aby wymazać go z pamięci.Z Klarą nastawiłyśmy się na gorącą imprezę,ale "wielmożny" wiecznie czujny trener Stoeckl zabronił tym podobnych rzeczy.
"Macie się skupić na mistrzostwach świata,a nie na imprezowaniu.To w swoim czasie,ale pod żadnym warunkiem nie teraz!Zakazuję!"-mniej więcej tak to brzmiało.Wyglądało na to,że Anders pogodził się z Klarą.Doskonale rozumiałam,że chcą spędzić ze sobą trochę czasu...we dwoje. 
W drodze powrotnej do domu wpadłam jeszcze na Svena.Zaprosił mnie na swoje urodziny i nie potrafił ukryć zdziwienia,że jednak byłam na konkursie.Odrobinę bałam się tak sama wracać do domu kiedy po okolicy kręciły się różne typy.Ale w końcu jestem dużą dziewczynką,która potrafi zadać potężny cios w... takie tam,więc nie było się czym przejmować.To był jeden z najlepszych dni w moim życiu,który zakończył się dosyć komicznie.
Idąc późnym wieczorem pośród uroczego Vikersund,nucąc sobie jedną z moich ulubionych piosenek spotkałam postać,której unikałam przez ostatnie trzy dni.Raczej to on mnie spotkał... 
-Daria,czekaj.W końcu cię złapałem...-wołał w moim kierunku męski głos.Doskonale wiedziałam kto to.Udawałam,że nie słyszę,ale na nic to się zdało.-Czekaj!-mówił ciszej,łapiąc mnie za rękę.Wykonałam obrót o 180 stopni i zobaczyłam tę samą doskonale już znaną mi twarz Johanna Forfanga.
-Człowieku co ty ode mnie chcesz?Śledzisz mnie?!-dosyć poważne oskarżenia wcale go do mnie nie zraziły,raczej rozbawiły. 
-Coś w tym stylu.-ruszyłam do przodu przyśpieszając kroku.Sytuacja bliźniaczo podobna do tej z czwartkowego ranka.-Jejejej czekaj,moment.-ja jednak cały czas szłam prosto.-Mam do ciebie dziwne pytanie... 
-Mów! 
-Ale to będzie na serio bardzo dziwne pytanie.-zakłopotał się i zaczerwienił. 
-Mów na pewno słyszałam dziwniejsze. 
-Mogę się u ciebie przespać? 
-Co?!-zatrzymałam się i zmroziłam go spojrzeniem. 
-Taka nietypowa sytuacja.Proszę...-zrobił minę niczym kot ze Shreka. 
-Co to znaczy nietypowa sytuacja? 
-Aaaa to wszystko wina Hilde.Przez niego mam z nim pokój i muszę go znosić. 
-Że niby co?-zapytałam z kpiną. 
-Głupek wyrzucił mnie z pokoju!-oburzenie wymalowane na jego twarzy nie wróżyło łatwego rozwiązania tej sprawy.Wybuchłam ironicznym śmiechem.
-To wcale nie jest śmieszne! 
-A ty nie umiesz się postawić.Jakim cudem?Jak?
-On z reguły nigdy nie zamyka drzwi do pokoju.Tym razem było inaczej.Pukałem,waliłem aż raczył otworzyć i zastawić mi drogę.Powiedział żebym znalazł sobie na tę noc inne miejsce do spania,bo przyprowadził sobie panienkę i nie chce żebym mu przeszkadzał.Rozumiesz?-ze złości machał rękami i kopał śnieg. 
-A nie mogłeś zwrócić się o pomoc do kogoś innego?
-Myślisz,że nie próbowałem?Wszyscy mnie wyśmiali i zamknęli drzwi jakby to było śmieszne! 
-A u trenera nie byłeś?-próbowałam każdej możliwości,byle tylko nie musiałabym spędzić następnych godzin pod jednym dachem z nieumiejącym sobie poradzić z sytuacją Forfanciątkiem. 
-Co ty?Żeby go wsypać i wszyscy mówili o mnie,że jestem kablem a Stoeckl przedłużką.
-Nie mogę uwierzyć w to,że Klara i Fannis zostawili cię samego. 
-No zbytnio to nie.Zapukałem,grzecznie otworzył Anders.W środku było dosyć romantycznie.Zrobiło mi się głupio,że im przeszkadzam,poza tym mają tylko jedno łóżko. 
-Tak i ty wpadłeś na pomysł,że twoim wybawieniem będę ja?-wykrzyczałam oburzona. 
-Właściwie to nie,bo...-Forfang chytrze się uśmiechnął-bo to Klary doradziła mi ciebie...-schowałam twarz w dłonie i zaczęłam głęboko oddychać."Teraz to go na pewno nie spławię"-myślałam. 
-Wybacz ale muszę powiedzieć nie,a ty radź sobie sam.-wszystko było mi obojętne.Znowu ruszyłam przed siebie.Daleko jednak nie zaszłam,bo bezradny Forfang chwycił mnie za ramiona. 
-Proszę.Jesteś moją ostatnią deską ratunku.Jak nie ty to kto?Nie znam tutaj nikogo.Mam spać na ulicy?Proszę. 
-Nie!-warknęłam chociaż wiedziałam,że nie ma innej opcji. 
-Nie wiem co mam zrobić,żebyś się zgodziła.Uklęknąć?Dobrze a więc to zrobię!-klęknął na dwóch kolanach.-Błagam cię uratuj mi dupę ten jeden raz.Chyba nie chcesz być winna śmierci niewinnego skoczka?-pokazał szereg białych zębów.Czułam się jak w potrzasku.W sumie to miałabym go na sumieniu.Rodzice mieli wrócić dopiero na następny dzień...
-Ale obiecaj,że nie będziesz gwiazdorzyć,mówić głupich komentarzy.To będzie zwykłe uratowanie ci dupy!-postawiłam twarde warunki.Nie protestował. 
-Przysięgam na Hollmenkolen!A to znaczy wiele. 
-Dobra wstawaj już,bo wygląda to dwuznacznie.-rzekłam chłodno wcale nie przejęta jego obietnicą. 
-Tak!-natychmiast powrócił do pozycji stojącej i dodał:-Dziękuję,dzięki,dzięki,dzięki!Jesteś wielka!Nie wiem jak ci się odwdzięczę.-zachowywał się jakby wygrała los na loterii. 
-Po prostu zachowuj się jak człowiek i mnie nie denerwuj!-powiedziałam ostro. 
-Tak pani twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.-moja mimika twarzy zamieniła by w głaz każdego,ale w środku szczerze się uśmiechnęłam.Miałam go w garści.-A teraz prowadź do swej jamy.-cicho dodał myśląc,że nie słyszę.Wolałam trzymać nerwy na wodzy. 



Hejooo!Kolejny rozdział.Chcę Wam kochane podziękować za to,że jesteście,bo to motywuje do dalszego pisania <3 Dziękuję też za nominacje do Liebster Award.Niestety odpowiedzi i pytania pojawią się jak ogarnę kolory na Bloggerze.To będzie bardzo mozolne...
Rozdział trochę dłuższy niż ostatnie,ale mam nadzieję,że Wam to nie przeszkadza:) Jestem z niego w miarę zadowolona.Trochę Klary się pojawiło i sporo tego Johanna...
Jeszcze raz wielkie dzięki♥ 
Pamiętajcie,że pozostawiony po sobie nawet najmniejszy ślad oznacza to ogromna motywacja.
Podsyłajcie linki do waszych opowiadań i nowości,bo na pewno wpadnę :*** 
Trzymajcie się i dużooo pijcie.Buziole :***