czwartek, 23 lipca 2015

6."Nie wierzę w przypadek wierzę w przeznaczenie."

Przez prawie całą drogę pan Forfang nie powiedział ani jednego słowa.Szliśmy szybko.Ja prawie biegłam a on nie musiał się specjalnie wysilać,aby dotrzymać mi kroku.Stawiał te swoje długie nogi jak od niechcenia a ręce trzymał w kieszeniach.Oczywiście nie mógł by być sobą bez zrobienia mi na złość.Od czasu do czasu gwizdał i ironicznie się uśmiechał.Odezwał się dopiero pod koniec.
-Czyli to twoja szkoła?
-Nie odpowiem nie ani tak.
-Dlaczego?
-Nie powiem "nie",ponieważ ciężko zaprzeczyć ale nie mogę powiedzieć "tak",bo nie gadam o takich rzeczach z nieznajomym.
-Nieznajomym?Jeżeli ty kopiesz nieznajomych w krocze to powinni cię przywiązać do budy.
-Daruj sobie!Tak na marginesie nie jesteś pierwszą osobą,którą tam kopnęłam.
-Szalona!Zostanę jednak przy swoim!
-Pfff!Serdeczne nie dzięki za odprowadzenie.Mam nadzieję,że już cię więcej nie spotkam.
-Obawiam się,że twoje życzenie się nie spełni.Jutro też  grzecznie,jak to sformułowałaś?Wypełnię rozkaz trenera.-Szeroko się uśmiechnął i czekał chyba na aplauz.
-Nie wiesz gdzie mieszkam.
-Nie muszę.Będę się na ciebie czaił w tym samym miejscu co dzisiaj.A poza tym nie interesuję mnie twoja smocza jama...
-Smocza ja...?!Ty na prawdę myślisz,że będę się z tobą publicznie pokazywać!
-No wiem.Na taki przywilej zasługują nieliczni...
-W takim razie nie życzę sobie
-To nie jest koncert życzeń.-wtrącił.
-Ty!-Krzyczałam.
-Co ja!?-zapytał jeszcze głośniej.
-Nie przychodź jutro.-odpowiedziałam cicho i zaczęłam liczyć do dziesięciu.
-Co?Sorry nie słyszałem.Możesz głośniej?
-Siedem,osiem...-"no nie wytrzymam"-NIE PO-KA-ZUJ MI SIĘ JU-TRO NA OCZY!
-Łoooo!-odskoczył jak poparzony i dodał:-Po co te nerwy?Już dobrze!Nikt nie karze mi za tobą chodzić.
-No to cześć!
Odwróciłam się i poszłam w stronę głównego wejścia.Za moimi plecami dało się słyszeć jedynie ciche "cześć"

Johann 

Co za dziewczyna.Znowu nie będę mógł przez nią spać.Nie cierpię jak sprawy kończą się tak,że nigdy nie wiadomo co dalej.Przychodzić jutro po nią czy nie?Chyba nie przypadłem jej do gustu.To nie przyjdę.A co?Nie będę się jaśnie pani narzucał.Co ona taka zła?Boli ją coś?O nie,nie poddam się!Przyjdę jutro nawet tylko po to,żeby zobaczyć jej minę."Nikt nie karze mi za tobą chodzić"-muszę bardziej uważać na to co mówię.

Daria 

Cały dzień siedziałam jak na szpilkach.Nauczyciele patrzyli się na mnie jak na ufoludka.Ręce mi się trzęsły ze złości i ze strachu.Myślałam,że jak ten cały Forfang znowu jutro po mnie przyjdzie to nie wytrzymam i zrobię coś czego będę żałowała do końca życia.Te jego teksty potrafiły mnie wyprowadzić z równowagi.Z tego wszystkiego złamałam ołówek.Nieszczęsny los musiał sprawić,ze jego połowa jak torpeda uderzyła w nauczyciela od matematyki.
-Daria może rozwiążesz nam to równanie?-Zapytał wskazując na tablicę.A na niej jakieś liczby,x,y...
-Yyyyyyyyyyyy.Obawiam się,że to nie będzie możliwe.
-Dlaczego?Widzę,że aż ręce cię świerzbią do pracy.
Sven wybuchł śmiechem a reszta klasy odwróciła głowy jak najdalej nauczyciela.
-O,a może pan Ristad jest chętny zastąpić koleżankę?
-Nie może lepiej nie.Dziewczyny mają pierwszeństwo.-odpowiedział i ukrył głowę w zeszycie.
-Więc proszę.
Wzięłam kredę i pisałam co mi do głowy przyjdzie.Z dobrym skutkiem.Cała ta historia(a raczej epizod tamtego dnia) zakończyła się happy endem.Uznałam to za dobry znak ale mój limit szczęścia został wykorzystany...

Cicho zatrzasnęłam drzwi i pomknęłam ze świeżo zakupionym opakowaniem ciasteczek do swojego pokoju.Wiedziałam,że mama jest dzisiaj cały dzień w domu,więc zrobiłam to szybko ale głośno.Pomyślałam,że jak będę zachowywać się normalnie do niczego nie dojdzie.Zeszłam jak zwykle do kuchni i się zaczęło a raczej zaczynało zaczynać.
-Cześć.Kupiłam ciastka chcesz spróbować?Pyszne są.
-Po co ci ciastka?-ostro zapytała.
-Bo są słodkie, a po słodkim się lepiej myśli.
-To lepiej żeby cię olśniło!
Wepchałam sobie od razu dwa ciastka do buzi chyba rzeczywiście w celu olśnienia.
-Nie rozumiem do czego zmierzasz.-Zaczęłam niepewnie,aby wyczuć sytuację.
-Nie rozumiesz?To siadaj i może zrozumiesz.
Nie zdążyłam nawet przeanalizować tego co powiedziała,bo już siedziałam na krześle maksymalnie przysuniętym do stołu.Oczywiście dzięki pomocy mojej mamy.Nastał moment ciszy.Ta chwila,której nie cierpiałam i bałam się od małego.Mama była zła.I to był ten najgorszy rodzaj złości.A to milczenie zawsze oznaczało ciszę przed burzą.W takim momencie lepiej nic nie mówić tylko słuchać.Tak też zrobiłam.
-Dzwoniłam dzisiaj do twojej szkoły w sprawie ręki.I muszę ci powiedzieć,że zrobiłam z siebie totalną idiotkę.Zaczęłam robić im pretensje,wyrzuty co bardzo do mnie nie podobne jak dobrze wiesz ,ale jeżeli chodzi o ciebie to zrobię wszystko.Byłam wściekła.Dobrze wiesz jak wygląda twoja ręka.A wiesz co się po tym wszystkim okazało?Że tamtego dnia nie było cię w szkole.Mało tego,że nie było cię tam od kilku dni!-ton jej głosu był lekko podniesiony ale nie odstraszający,co dodało mi odwagi do zażartowania.
-O przepraszam dzisiaj byłam.-nie wyszło mi to na dobre,bo mocno uderzyła pięścią w stół.Nigdy wcześniej nie widziałam w niej tyle złości,nigdy nie uderzała pięścią w stół i nigdy nie strzelała drzwiami.To raczej tata był skłonny do okazywania swoich emocji podczas poważnej i z reguły niezbyt przyjemnej rozmowy. Podniosłam głowę a nasze spojrzenia spotkały się.Nawet nie zauważyłam kiedy usiadła przede mną.
-Masz na to jakieś wytłumaczenie.-zapytała już spokojnie ale w jej głowie z pewnością nie było myśli odpuszczenia mi tej całej sytuacji,a raczej triumfalne zwycięstwo z gorzką nagrodą wlepienia mi kary.Jedyną opcją była prawda...
-Ale obiecaj,że nie będziesz krzyczeć.
-Obiecam.-rzekła słodko.
-No więc.Bo...bo mi się nie chciało.-Jej twarz zrobiła się czerwona i właśnie miała dać upust złości krzykiem,gdy zaczęłam się ratować najprostszym wytłumaczeniem.-Ciii,wiem co chcesz powiedzieć ale ty nie wiesz jak to jest chodzić tam codziennie.No może nie tak koniecznie o chodzenie a raczej o wstawanie rano chodzi,pięć razy w tygodniu.Wiesz jak to jest?Drzemiesz sobie słodko a budzik musi zadzwonić akurat wtedy gdy ci się chce najbardziej spać i...
-Głupszego wytłumaczenia nigdy nie słyszałam!Twoim obowiązkiem jest chodzenie do szkoły.
-Ale...wyolbrzymiasz to.Miliony osób każdego dnia,niech ci będzie,wagarują i nikt z tego nie robi katastrofy.
-A potem te miliony osób mieszkają na ulicy i liczą na czyjąś łaskę!I chcę ci przypomnieć,że dopóki nie skończysz osiemnastu lat będziesz robić,co ja ci każe.-"Co mi każesz?A gdzie byłaś przez kilka ostatnich tygodni?"-myślałam.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę,że ten dzień nastąpi za niecałe pół roku!I obiecuję ci,że wtedy będę robić co tylko mi się podoba!-wykrzyczałam jej to w twarz ale ta groźba nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia.Z kamienną miną drążyła ten sam temat.
-.Od jutra będę cię zawozić do szkoły i obiecuję ci teraz ja,że jedna nieobecność a zobaczysz,co to znaczy ze mną zadrzeć!
Czułam,że przegrałam i ma mnie w garści.Nie miałam żadnych argumentów.Wróciłam do pokoju i sprawdziłam nową wiadomość od Klary.
Wiesz,że Andi jutro przyjeżdża?Ciesze się,że go zobaczę, chyba w jednym kawałku...Nudno mi bez ciebie:( Wpadniesz?  
"Uuuu,nawet nie wiesz jakbym chciała"-pomyślałam.

Rano zostałam obudzona przez mamę.Myślałam,że jej przejdzie i będzie zachowywać się tak jak zwykle.Że będzie miła,że mnie pocałuje,że zapyta jak się spało.Nic takiego.Weszła ściągnęła ze mnie kołdrę,kazała wstawać i nie symulować.Jedynym plusem było to,że zrobiła śniadanie.W samochodzie żadna z nas nie powiedziała ani słowa.Czułam się jak w jednej klatce z lwem.Jedno zdanie,jeden ruch i awantura gotowa.Wiedziała,że nie znoszę takich sytuacji,gdy nigdy nie wiadomo co dalej,więc jechała bardzo wolno.Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść.Jak na życzenie pojawiła się osoba,która mogła mnie uratować przed zwariowaniem.Postać,której nikt by się nie spodziewał.

1 dzień wcześniej...

Johann  

-Trenerze może już wystarczy?-pyta Hilde.Czy on nie potrafi zrozumieć,że trening jest po to,żeby trenować a nie się obijać.Z takim nastawieniem Stoeckl na pewno weźmie go na mistrzostwa.
-Nie ma mowy.Biegaj jesteś dopiero w połowie!Popatrz na Johanna jak się stara.
Oburzony Hilde równa się wyjątkowo złośliwy Hilde.
-On się przecież podlizuje.Boi się,że go trener wyleje to zapierdziela jak mały samochodzik.Ten nasz mały juniorek co go...
-Weź się Tom opanuj.To już nie jest śmieszne,to żałosne!-warczę na niego ale nie mam wyboru.Zawsze głupio się czuję,gdy trener mnie chwali przy wszystkich ale Hilde nie może nawet w takiej sytuacji zamknąć tego dzioba. 
-Co ty taki wściekły?Okres masz czy co?-natychmiast ripostuje a do naszej "miłej" pogawędki wtrąca się trener: 
-Co tu się dzieje?Hilde...Forfang!Natychmiast do mnie! 
-Tak szefie?To wina Forfanga.Przewrażliwiony jest,bo mu... 
-Cisza.Johann co masz na swoją obronę? 
-To on robi z siebie klauna!-tłumaczę wskazując na Toma. 
-Już cisza!Jaka jest pierwsza zasada regulaminu dobrego skoczka? 
-Nigdy nie przeszkadzaj na treningu,skupiaj się na sobie i słuchaj trenera.-właściwie to trzy zasady w jednej ale oboje recytujemy z pamięci jak rolę w szkolnym przedstawieniu. 
-Właśnie a wy jak się zachowujecie?Jak dzieci!Jak was ukarać...?Fannemel do mnie!-Anders podchodzi do Alexa i daje kopa w tyłek Hilde a potem mi. 
-Tak trenerze?-pyta uroczystym tonem. 
-Od dziś masz pokój sam.-co to znaczy?!
-Co?Jest!Hurra!Dzięki trenerze!-Fannis cieszy się jak mała dziewczynka a pan Stoeckl daje nam karę. 
-Tylko bez żadnych numerów.Będę was miał na oku!-kiwa głową w kierunku Klary.-A od dziś pan Hilde i pan ykm.... Forfang są razem w pokoju. 
-Co?!-hurem pytamy trenera nie kryjąc zdziwienia. 
-Może to was nauczy szacunku do siebie.Bez dyskusji! 
Hilde wściekły odchodzi i wraca biegać a ja zrezygnowany patrzę w ziemię. 
-Wybacz Johann-zaczyna trener-ale zasady obowiązują każdego.Nie ma równych i równiejszych. 
-Tak trenerze rozumiem. 
Kończę ostatnie kółko(karne na dodatek) myśląc o jutrzejszym dniu.Nagle Hilde podbiega do mnie i zaczyna rozmowę: 
-Ale nas szefuńcio udupił.Teraz Fannis będzie mógł wkroczyć do akcji na całego a ja będę musiał się z tobą męczyć w jednym pokoju.Jak długo siedzisz w łazience?Dwie,trzy godziny? 
Nic mu nie odpowiadam tylko skupiam się na dobiegnięciu do celu. 
-Ej młody nie złość się już!Sorry za tamto,chyba muszę się do ciebie przyzwyczaić. 
-Chyba musisz.-rzucam chłodno w jego stronę. 
-Hoho jaki wojownik.Zobaczysz będzie fajnie.Ze mną nie będziesz się nudził. 
Mam się bać?Napalony Hilde???O mamusiu,gdzie jesteś?Może nie będzie tak źle. 

Siedzę na łóżku i sprawdzam Instagram.Kątem oka patrzę na Toma i sprawdzam co robi.Chyba ten jego "sposób" na nudę to nie to co myślę. 
-Hej młody,co się tak na mnie gapisz?Wiem,że jestem boski w ogóle. 
"Boski i w ogóle"-matko,to jednak prawda. 
-Ziemia do Forfanga-macha mi ręką przed oczyma.-ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz? 
-Głupi?Nie wiem o co ci chodzi? 
-Wiem o czym myślisz ale dałeś się wkręcić.Nie jesteś w moim typie.Poza tym gustuję w dziewczynach. 
-Wcale o tym nie myślałem. 
-Wcale...Dobranoc młody. 
-Dobranoc stary i znajdź pod poduszka karalucha! 

Nie mogę zasnąć.Przewracam się z boku na bok.Iść po nią jutro czy nie?Nie no po co?Wyraźnie wykrzyczała,że nie chce mnie widzieć.Ale z drugiej strony co jak się jutro gdzieś zgubi?Jak ktoś ją porwie.Wiem,że to niedorzeczne ale muszę znaleźć jakiś powód.Po co mi powód?No pytam się:Po co mi powód?!Przecież mogę iść bez powodu.Tak po prostu.Nie muszę jej mówić,że po nią przyszedłem.Nie będę jej się spowiadał!Będę i tyle!Tyle,tyle,tyle... 

Szybko przyciskam telefon do poduszki,aby uciszyć alarm.Jeszcze brakuje mi ciekawskiego Hilde.Jak trener by się dowiedział,że zamiast spać i regenerować siły łażę po Vikersund dopiero by mi się dostało.Wstaję,poprawiam włosy.Jak ja wyglądam? Szybki prysznic i jestem gotowy.Tylko żeby była!
Idę wolnym krokiem.Rozglądam się i co chwile sprawdzam czy ktoś za mną nie idzie.Zastanawiam się po co to robię.Jestem na miejscu.Zrzucam świeżą warstwę śniegu z ławki i siadam.Jestem tu od minuty a zaraz chyba oszaleję.A co jeśli dzisiaj nie będzie tędy przechodziła a ja siedzę tu i wiercę się jakbym miał robaki w tyłku.No ale czym ja się w ogóle przejmuję?

Daria 

Odwaga do mnie powróciła,bo kazałam się mamie zatrzymać. Zahamowała tak ostro,że zrobione przez nią pyszne śniadanie zaczęło szybko zawracać.
-Co się dzieje?-zapytała z wyrzutami.
-Dziękuję!-odpowiedziałam trzymając się za żołądek.-Pójdę pieszo.
-O nie,nie!Wiem co ci chodzi po głowie.Myślisz,że dam się nabrać a ty sobie gdzieś pójdziesz ale na pewno nie w kierunku szkoły!A gdzie ty w ogóle byłaś jak nie w szkole przez te wszystkie dni co?
 Refleks szachisty.Pytanie,które pierwsze nasunęło by mi się na myśl gdyby moja córka,niech jej będzie-wagarowała,ona zadaje pół dnia po naszej rozmowie.
-Zostawmy ten temat na potem hmm mamo!-grzecznie zaakcentowałam mamo i szybko zmieniłam temat rozmowy.-Kolega mnie odprowadzi.O,widzisz Sven tam stoi,widzisz?No nie widzisz ale stoi.Miłego dnia w pracy pa.
-Stój!-wypowiedziała zdezorientowana łapiąc mnie za rękę.-Tylko spróbuj nie iść do szkoły...
-A będę miała przesrane!-dokończyłam za nią.-Tak,tak wiem.Pa!
Szybko wyskoczyłam z samochodu i nieśmiało zmierzałam w stronę Forfanga.Nie wiedziałam czego się po nim spodziewać.Dzień wcześniej prawie go pobiłam a wtedy nawet się cieszyłam,że go widzę.Sama myśl o tym,że prawie go pobiłam wywołała u mnie uśmiech na twarzy.
-Cześć.Co się tak szczerzysz?Chcesz mnie ugryźć?-powitał mnie w swoim kąśliwym ale w tamtym wypadku całkiem śmiesznym stylu.
-Cześć.A czy ugryzienie jest równoznaczne z pobiciem?
-Z pobiciem?Nie!-odsunął się ode mnie na dwa metry i prawie uderzył w drzewo.
-Haha nie bój się dzisiaj nie gryzę.Co się stało,że przyszedłeś?
-Że przyszedłem?-zapytał ponownie,z powrotem się przybliżając.
-Tak,że przyszedłeś.
-Postanowiłem nie zrażać się twoim złym humorem i dzielnie trwać w moim postanowieniu yyym znaczy się dzielnie wypełniać rozkazy trenera.I muszę ci powiedzieć,że jestem jeszcze bardziej przerażony niż wczoraj.
-No fajnie!Jestem zła to źle,jestem normalna to jeszcze gorzej!
-No właśnie o tą twoją normalność chodzi.Jestem przerażony tym jak szybko zmienisz humor.Wczoraj o tej porze ziałaś ogniem a dzisiaj za tobą rosną kwiatki i pojawiają się tęcze.Ja rozumiem hormony i te sprawy ale żeby aż tak.
-Hormony? Czy wy wszystko zwalacie na hormony?Ale wy jesteście płytcy!
-My to kto?Skoczkowie,sportowcy,Johannowie?Kto?
-Mężczyźni,ale do ciebie określenie mężczyzna nie pasuje.
-Tak samo jak do ciebie określenie kobieta.Cieszę się,bo bardzo chciałaś się ze mną spotkać.
-Z tobą?W życiu!
-To po co wyskakiwałaś z samochodu?
-Bo...bo...to skomplikowane.Ciężka sytuacja i te sprawy.Podpadłam mamie i...czekaj!Po ca ja ci się tłumaczę?
Nie zdążył odpowiedzieć na moje pytanie,bo byliśmy już na miejscu.Cieszyłam się,że ten przymusowy spacerek już się skończył,ale w środku czułam rozczarowanie,że trwało to tak krótko.Zatrzymaliśmy się a ja postanowiłam zadać mu pytanie:
-Przychodzisz jutro?
-Oczywiście przecież muszę wykonywać rozkazy trenera.
-Co ty się tak tych rozkazów uczepiłeś?Ale pytam serio przychodzisz?-zdobyłam się na nieśmiały uśmiech.
-A ja serio odpowiadam.
Po wypowiedzeniu tych słów też nieznacznie się uśmiechnął a jego oczy cały czas patrzyły się na mnie.Pierwszy raz zauważyłam w jego spojrzeniu nie kpinę,nie złość i nie ten przerażający chłód i sztuczność jaki mnie spotkał podczas ostatniego spotkania.Czułam,że przez ten jeden moment on czyta wszystkie moje myśli,wszystko o mnie wie.
-Hej wszytko w porządku?Jakaś taka czerwona się zrobiłaś.-przerwał moje wewnętrzne przemyślenia i strachy.Nawet nie zauważyłam,że cała moja buzia oblała się rumieńcem.
-Uff,bo tak gorąco się zrobiło.
-Straszny upał dwanaście na minusie.-zażartował machlując mi przed oczyma rękami.
-Jeżeli musisz to przyjdź.-przerwałam tę całkiem miłą rozmowę dodając:-Jeżeli musisz...Do widzenia panie Johannie.
-Do widzenia pani Dario.
Johann 

Uff nie było tak źle,było całkiem normalnie.Jeżeli tak z dnia na dzień będzie jej się tak humor poprawiał to jeszcze zostaniemy parą.My razem?Hahaha...Sama myśl o tym,że ja grzeczny skoczek z nią.Mój głośny śmiech przykuwa uwagę starszej babci i małego dziecka.Mama by chyba zawału dostała a co dopiero...Kto do licha dzwoni o tej porze!?
-Halo,Daniel?
-Cześć młody!
-Ustaliliśmy coś seniorze!-co tam 16 lat różnicy....
-Tak braciszku.Słyszę,że jesteś cały w skowronkach.Nie pytam dlaczego...
-Oj nie pytaj.
-Przestań się śmiać i słuchaj!-skończył się milutki braciszek,a zaczyna ostry trener-Rozmawiałem już ze Stoecklem.Podobno świetnie ci idzie a dzisiaj...Ehhh,prawie się wygadałem!
-Daniel ty coś kręcisz!Mieliśmy umowę przypomnij sobie.Medal na mistrzostwach juniorów i sobie odpuścisz!
-Młody...znaczy Johann,chcę żeby ci się udało.Ciężko jest się odzwyczaić po tylu latach.
-Cieszę się i jestem ci wdzięczny ale dorosłem i pora iść dalej.-podnoszę głos i nie potrafię ukryć mojego poirytowania.Taki jest mój braciszek do wszystkiego musi się wtrącać.
-Jestem z ciebie strasznie dumny,rodzice z resztą też i to jak,ale nie chcę żeby ci sodówka do głowy nie uderzyła.Było już kilku takich a ja nie chcę żebyś był następny.
-Znam te twoje historyjki o "przyszłościach" naszego kraju ale jestem już duży.-mam już dość tej rozmowy chyba zaraz wcisnę czerwoną słuchawkę.
-A słyszałeś takie przysłowie,że wielkość nie ma znaczenia?
-A wiesz,że mogę się rozłączyć?-ironicznie odpowiadam na jego pytanie.
-Młody zamknij buzie i słuchaj!
-Nie,ty słuchaj-wtrącam mu się,aby nie zaczynał tego swojego monologu o jednym i tym samym.Na chwilę przerywam,nic nie odpowiada.-Teraz moja kolej.Dzięki ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś.Nie myśl,że o tym zapomniałem,ale trzymaj się umowy i daj mi się wykazać.Nie musisz się martwić.A teraz muszę kończyć,bo-spoglądam na zegarek.No nie zapomniałem,że dzisiaj o ósmej miało być spotkanie organizacyjne z trenerem.-Bo jestem spóźniony.-szybko skończona rozmowa z niezbyt mocnym argumentem.Spóźniony to mało powiedziane.
Uwagę wszystkich przykuwa wkraczający do sali spóźnialski.Siadam na jedynym pustym miejscu najwyraźniej przeznaczonym dla mnie.
-Cisza!-krzyczy Stoeckl.-A wiec widzę,że jesteśmy już w komplecie.
To zdumiewające,że jednym krzyknięciem Stoeckl potrafi okiełznać stado skoczków.Pasowałoby coś powiedzieć ale jeżeli nikt nie pyta...siedzący obok mnie Sjoeen mocno szturcha mnie w bok.
-Co ci?-pytam cicho
-Powiedz coś!-odpowiada przez zaciśnięte zęby.
Podnoszę głowę do góry i widzę czerwonego ze złości Alexandra Stoeckla czekającego na moje wytłumaczenie i wszystkich innych,na czele z Tomem oczywiście.Zmieszany wstaję z miejsca i zbieram myśli.
-Przepraszam za spóźnienie.-i co dalej??-Zaspałem.
-Siadaj!A wiec...
Siadam i patrzę na Toma,który z uśmiechem kręci głową.
-Hilde jeszcze ci mało?Jak nie przestaniesz pajacować to będziesz spał ze mną w pokoju.-odezwał się wszystkowiedzący wkurzony trener.-Przejdźmy do najważniejszej rzeczy-mistrzostw świata!Nadeszła ta wiekopomna chwila,gdy kilku szczęśliwców będzie mogło spać spokojnie.-Trener wyciąga karteczkę i odczytuje.Serce bije mi coraz mocniej.-Na mistrzostwa pojadą:Anders Jacobsen,Rune Velta,Anders Bardal,Anders Fannemel,Phillip Sjoeen i-To "i",od którego zależy moja kariera,to"i" trwające ułamek sekundy dla mnie trwa wieczność-i Johann Andre Forfang!
Co za moment!Najpiękniejsza chwila w moim życiu!A to dopiero początek.Jadę do Falun!

Po omówieniu przez Stoeckla kilku już mniej ekscytujących rzeczy zaczęła się dyskusja.Przyjmuję gratulacje od trzech Andersów i Phillipa.Sam mu gratuluję.Mina Toma mówi wszystko za siebie.Rozczarowanie,smutek i złość.Podchodzi do mnie i składa gratulacje.
-No brawo młody!Gratulacje!
-Dzięki Tom.Przykro mi,że tak wyszło ale będzie lepiej.-próbuję go pocieszyć.
-Trener wie co robi.Ten sezon nie był najlepszy więc nie jadę.Zaspało ci się co?
Czuję się zmieszany.
-Miałem powiedzieć,że byłem na spacerze?
-Spacerze mówisz.No nie wydaję mi się.
-Myśl co chcesz tylko proszę niech to będzie nasza tajemnica.
-Masz to jak w banku!

Daria 

Tamtego dnia byłam zagubiona a moje myśli skupiały się wokół Forfanga.Zrobił na mnie wrażenie przychodząc chociaż wcale nie musiał tego robić.Pojawił się w dziwnym momencie,idealnym momencie.Nie zachowywał się tak jak zwykle.Był całkiem miły i dowcipny.Myślałam co za tym stało.Przypadek?Nie wierzę w przypadek wierzę w przeznaczenie.
Jeżeli to przeznaczenie to zaczynam się obawiać.



Hej,witam was w kolejnym rozdziale tegoż właśnie opowiadania.Robi się gorąco nie tylko na dworze ale również tutaj.Mam nadzieję,że się spodoba,bo temperatura rośnie i będzie rosnąć!Swoje uwagi co do wszystkiego co Wam do głowy przyjdzie,bo to dla mnie ważne ;) Jakże przyrodniczym akcentem życzę Wam wspaniałej drugiej połowy wakacji (o zły losie!!) Mam nadzieję,że mnie nie opuścicie :) Nie wahajcie się zostawiać linków do Waszych nowości.Ja osobiście postaram się wszystko czytać i komentować w terminie.Do następnego :***